The Best in the world

sobota, 31 grudnia 2011

Woda. Tedd deireadh.

                                                                    Woda.

Przyznam, że z małych rzeczy widok śniegu za oknem jest naprawdę budujący. ;)
Czas na kolejną część trylogii o zbrodni, karze i walce.
Tym razem - woda. To  co  gasi pożar. Wybaczenie.

Opisywałem już stronę krzywdziciela (bo znam ją najlepiej), spróbuje teraz popatrzeć litościwymi oczyma.
Osoba zawiedziona jest ofiarą wyrządzonych przez nas krzywd, niestety. Osoba ta czasem nie chce nas znać, czasem chce o nas przez jakiś czas zapomnieć, a czasem wybacza wszystko. Niestety, to że wybacza nie oznacza, że zapomni o tym. Bo tak jak mówiłem, nie da się wymazać przeszłości - da się ją wykorzystać. W tym przypadku może wykorzystać tę przeszłość aby się 'nie sparzyć' kolejny raz. Jednak jeżeli osoba ta jest wyrozumiała, a krzywdzący zrozumiał swój błąd i w tym momencie cierpi bo na to zasługuje, jeżeli krzywdzący chciałby to jakoś naprawić to czasem wychodzi tak, że ogień między krzywdzącym a wybaczającą zostaje ugaszony. Trzeba po prostu uwierzyć w to, że ludzie potrafią się zmienić. Zwłaszcza po wyciągniętej nauce z popełnionych błędów.

Czasem jest też tak, że zostało wybaczone nam z litości... ale to już inna historia.


                                                                 Tedd Deireadh.


O to nadchodzi czas końca, białego zimna i białego światła, 2011 umrze wśród jednej wielkiej imprezy a odrodzi się jako 2012 z wielkim kacem.

Życzę wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, dużo miłości, cierpliwości oraz dużo radości. Życzę wam abyście nigdy nie zwątpili w swoje marzenia. Ja tego na pewno nie zrobię. ;)
Szalonego sylwestra i... widzimy się w następnym roku! ;)



czwartek, 29 grudnia 2011

Ogień.

Wcześniejszy post to wstęp do 3 rzeczy, które chcę opisać. 

Dlaczego człowiek dopuszcza się czegoś takiego jak zdrada, zadawanie bólu, zawiedzenie? Dlaczego pozwalamy sobie, a czasem i wbrew sobie, na zadawanie bólu? Dlaczego czasem jesteśmy egoistami?
Bo żyjemy według schematów. A gdy stracimy kontrole staramy się ją za wszelką cenę odzyskać. Za tę cenę na początku płacą zranione osoby i jak się okazuje - my sami. Bo człowiek nie jest nieomylny. Nie jest perfekcyjny. Ale czasami wydaje nam się, że tak jest. Głównie przewodzi tutaj egoizm, strach, pewność siebie. Wierzymy, że wszystko wyjdzie po naszej myśli. A gdy już stracimy te poczucie, że wszystko jest tak jak chcemy i dochodzimy do wniosku, że wcale tak nie jest przychodzi chęć zrobienia czegokolwiek aby tę kontrolę odzyskać i wtedy najczęściej 'jedziemy po bandzie'. Robimy rzeczy wbrew zasadom, wbrew woli innych. Robimy wszystko aby NAM było dobrze. Zdradzamy, gdy nie dostajemy tego czego byśmy chcieli, a trzeba zrozumieć, że nie wszystko dostaniemy.. a czasami jest tak, że możemy to dostać tylko trzeba czasu.
Zadajemy ból innym osobom. Co prawda nieumyślnie, jesteśmy bowiem przekonani, że te osoby chcą dokładnie tego samego co my. Jesteśmy tego niemalże w 100 % pewni. Prawda, niestety jest inna... nawet to, że mylić się rzecz ludzka nie wystarcza. 
Pytanie.. czy warto było się aż tak wychylać aby odzyskać kontrole? Czy ta kontrola rzeczywiście zostanie odzyskana? Nie. Ta kontrola zostanie stracona. Bo ból to nie jest materiał budulcowy. Ogień nie jest materiałem budulcowym. Trzeba użyć innych środków, dobrych. Wykorzystywać czas, brać z niego tyle ile się da. Być cierpliwym. Nie poddawać się. 

Zdrada to nie kurz. Łatwo nie zniknie. To ogień, pożar który przez bawienie się zapałkami tworzy stopniowo większy pożar, niszcząc to co zostało zbudowane. Czasem doszczętnie, a czasem... za pomocą wody można ugasić ten pożar, za pomocą kamienia - zbudować nowe fundamenty.


środa, 28 grudnia 2011

Ogień, woda i kamień.

Ogień gaszony przez wodę. Kamień jako fundament.
Pobawmy się w podstawianie wzorów. Nie w fizyce, nie w matmie a w życiu.
Ogień - Zawiedzenie, zdrada.
Woda - Wybaczenie, zrozumienie.
Kamień - Zaufanie.
(Ogień + Woda) + Kamień = (?)

Zawiodłem nie tak dawno pewną osobę. Między nami wybuchł pożar. Dzielił nas. Ja stałem w miejscu gdzie nie miałem wody, ta osoba była po stronie, gdzie woda była ale trzeba było ją znaleźć. Głęboko, w sercu? W głowie? Kto wie.. Pożar ten zniszczył świat, który tak jakby budowaliśmy. Zniszczył nawet fundamenty. Teraz moim zadaniem jest znaleźć dobry kamień aby postawić mocny fundament i nie dopuścić do kolejnego pożaru.

Zrozumiałem do czego prowadzi zdrada, egoizm. Zrozumiałem, że ten pożar nie jest łatwo ugasić i nie zawsze mamy dostęp do wody. I trzeba się cholernie natrudzić aby znaleźć dobry kamień. Ale kto powiedział, że człowiek, który zdradził, zawiódł nie zasługuje na to aby pomęczyć się z odbudową?

(Ogień + Woda) + Kamień = szansa?


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Na rozdrożu.

Uwielbiam momenty gdy idę jedną drogą i nagle spotykam rozdroże.. i nie wiem, w którą stronę pójść.
Wiem, że obie te drogi prowadzą do mojego celu, a nawet jedna do tego co postanowiłem sobie na nowy rok. Z tym, że jedna droga jest prosta, a druga ciężka na pierwszym jej etapie.
Los lubi robić sobie ze mnie jaja, sprawdzać mnie. Z drugiej strony dał mi szansę, to na co czekałem, o co się modliłem. (tak, modliłem się. warto próbować wszystkiego)
Skoro los daje mi drogę do tego czego pragnę... już wiem, którą drogą podążyć.

Drzwi otwarte, droga długa jest, pełna skrótów i dłuższych ścieżek. Czas zrobić pierwszy krok za tymi drzwiami. Jeden nieprawidłowy ruch i wracam na rozdroże.. i idę drugą drogą.


piątek, 23 grudnia 2011

Coś się kończy, coś zaczyna.

Va esse deireadh aep eigean. 


Ot nadszedł taki moment, świąteczny, dzień przed wigilią. Chciałbym życzyć wszystkim wesołych świąt oraz jeszcze lepszego, szczęśliwego nowego roku. :)

Co prawda do jednej z największych imprez roku pozostaje 8 dni ale wątpie czy później będę miał czas albo chęci aby napisać coś w rodzaju orędzia, a raczej podsumowania tego roku. Napiszę więc teraz.

Rok 2011 był.... 



...


Rok 2011 był na 5+/6 ! Nie skłamie jak powiem, że był to najlepszy rok w moim dotychczasowym życiu. Tyle się zmieniło w moim życiu, we mnie, w moim otoczeniu... fantastyczne uczucie. Tyle przygód przyniósł mi ten rok, tyle znajomości (aż +150 znajomych do fejsbuka!).
A propos znajomości, chciałbym wymienić te, które zasługują na wyróżnienie. 
Roku 2011. Dziękuje Ci, za to że pokazałeś mi, że przyjaźń damsko-męska istnieje. Pozdrawiam Cię, Ada! ;*
Dziękuje Ci też, że pokazałeś mi co to znaczy 'latać' w wolności, pokazałeś mi moc jaką płynie z radości innych ludzi, dziękuje Ci za punkowe przygody, za nową wspaniałą ekipę, za hektolitry wina.
Za całą moją przemianę wewnętrzną, za wszystkie nauki jakie wyciągnąłem z błędów..

Rok 2011 pokazał mi siebie. W końcu poznałem siebie. Do tej pory najlepszym dla mnie rokiem był 2008, przez 3 lata była ogólna chujnia (może to przez gimnazjum?), dopiero teraz wszystko zaczęło lecieć z górki.
Nauczyłem się cieszyć życiem. Co dziennie towarzyszyła mi muzyka, oczywiście były wzloty i upadki. Ale nauczyłem się, że mimo tego, iż jestem samotny to mam przyjaciół. Na których mogę liczyć. Bo oni mogą liczyć na mnie.

Żałuję tylko jednego epizodu. Wrzesień-listopad był najmniej... zrównoważonym okresem tego roku. Bo miało być tak pięknie a wszystko JA spieprzyłem. Przynajmniej wiem czego nie robić. I co mogę zrobić. G. pragnę Ci życzyć wesołych i radosnych świąt Bożego Narodzenia, oraz szczęśliwego nowego roku. Nie życzę Ci tego jako zakochany bez pamięci. Życzę Ci tego jako ja, Patryk. A kto wie? Może 2012 będzie lepszy? Może tak, może nie.

Postanowienie noworoczne? Naprawić to co zostało zepsute w 2011. Załatać dziury. Wtedy dojdę do perfekcji (do pewnego stopnia, bo przecież nie będę perfekcyjny w 100%). Dam radę. Mam 366 dni odliczając za 8 dni. 

* Drugie postanowienie: Przeżyć koniec świata. :D


A więc życzę wam wszystkiego co najlepsze w tym świątecznym okresie i oczywiście wszystkiego najlepszego w nowym roku! :)

Tor Zirreael.







niedziela, 18 grudnia 2011

Walka z samym sobą. Przeszłość.

uwaga, pisze z tel. ludzie mają wady i zalety.. pogadajmy sobie o wadach. One czynią nas podatnymi na wszelkie ścierwo typu zło, smutek. Dla jednych te wady to pikuś, dla innych udręka. A najgorszą wadą człowieka wg mnie tchórzostwo. Gdy zamiast zwalczac te wady jak egoizm czy przeszłość człowiek chowa się, zakłada maskę szczęśliwca i nie podejmuje walki ze swymi wadami czekając tym samym na cud oszukuje siebie i najbliższych. Gdy coś nas blokuje, męczy, przeszłość psuje relacje - czy nielepiej zacząć szukać zmiany w sobie?

Gdy cos nas blokuje dobrze jest zrzucić maski kozackich skurwieli i zacząć szukać zmiany, lekarstwa. Nie w alkoholu.. w sobie..

Dokończenie:

Mam zamiar dokończyć tego posta, bo wczoraj na telefonie napisałem go dość szybko i dość za krótko. Na własnym przykładzie mam zamiar wam pokazać jakie wady najgorzej oddziałują na człowieka.
Przeszłość, niby dziwnie jest zaliczyć to do wad ale.. Wyobraźmy sobie sytuacje gdy przeszłość nas męczy. Zrobiliśmy kiedyś coś co nie powinno mieć miejsca i co spieprzyło nam pewny epizod. Jesteśmy wtedy blokowani przez dobrze znane nam ' co by było gdyby '. Okazuje się, co jest oczywiste, że to nas blokuje. Bo przeszłości nie da się zmienić! Trzeba umieć kontrować czas. Wykorzystywać swoje wady, niektórzy ludzie nie wyobrażają sobie jaka nauka płynie z wykorzystania swoich negatywnych cech, ze swojej złej przeszłości, ze swoich błędów.
Niektórzy ludzie są tak oślepieni... przez co? Przez pierwotny plan : "Zagadam z nią, rozwinę znajomość, pewnego dnia powiem co czuję i będziemy mieli wspaniałą rodzinkę nad oceanem, a ona będzie wyprowadzać na oceanicznej plaży psa." (wybacz, że użyłem tu tego cytatu, którego Ci po części obiecałem.. nieważne.)
To jest plan pierwotny.. bez planu B. Bez alternatywy.. idąc na przypał, że tak powiem. Do czego dążę ? A no do tego, że nie wszystko wychodzi po naszej myśli. Ba, powiem nawet, że z planów zawsze wychodzą nici, warto ponieść się spontanom.. no ale to po za tematem. Właśnie w taki sposób rodzą się wady wynikające ze smutnej przeszłości. Widzieliśmy wówczas same kolorowe rzeczy, nie wyobrażaliśmy sobie klęski. A gdy klęska przyszła? Wszystko prysło, ta chwila stała się przeszłością. Tą złą przeszłością. Co powinniśmy z nią zrobić? Wyciągnąć wnioski, w tym przypadku to, że nie przewidzieliśmy planu 'B'.
Są też wady takie jak egoizm, uzależnienia, zbyt wielka pewność siebie (tak, to jest wada). Ale to są wady, które mimo wszystko najłatwiej zniszczyć. Przeszłości zniszczyć się nie da, da się ją jedynie wykorzystać.

Błędy też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich z pamięci i wyciągam z nich wnioski. I nigdy nie winie za nie innych.
Published with Blogger-droid v2.0.2


środa, 14 grudnia 2011

Jest taki dzień.

Radosny, grudniowy. Dziś są moje urodziny, spędziłem je na maxa, ze świetnymi ludźmi. :) Nie chce mi się wstawać jutro ze świadomością, że jest już 15.12 i urodzin już nie ma no ale nie mam wyjścia. Dzisiaj nic nie rozkminię, na koniec tylko dodam.. coś się kończy, coś zaczyna. ;)


wtorek, 13 grudnia 2011

Atak na egoizm.

Jak się okazuje wena twórcza u mnie to teraz święto... Nie wiem, czy nie mam pomysłów na temat czy jak się do tego zabrać, mam wrażenie jakbym wszystko już rozkminił (a przecież tak nie jest). Czeka mnie w życiu wybór, którego starałem się uniknąć ale nie mogę być w dwóch miejscach na raz. Wybór między ludźmi, a raczej między grupą ludzi. Między umierającą, a żyjącą. Mniejsza o to, znając życie zainteresuje to 2 osoby, które czytają tego bloga. Wypadałoby więc po takim prywatnym wstępie napisać coś konkretnego.
Nie wiem za co się zabrać.. może coś co spieprzyło mi kawałek życia.

Panie i Panowie, powitajmy w moim programie (zawsze chciałem to powiedzieć).... tam du du du da dam... Egoizm!
- Witaj, jak się masz?
- Jestem wkurzony, bo nikogo dzisiaj nie wkurzyłem ale jestem najlepszy na świecie i Ty na pewno nie będziesz.

Widzowie wybaczą, już zamykamy jadaczkę tej pokrace i zabieram się za opisywanie tego stanu, stylu? stylem bym tego nie nazwał.. no zwał jak zwał.

Co to jest egoizm? No nie będę wyskakiwał z jakimiś regułkami, każdy wie czym charakteryzuje się egoista, każdy jakiegoś zna. Co mnie trapi? Dlaczego egoista jest egoistą, co na to wpływa. Na własnym przykładzie, byłem egoistą bo nie potrafiłem pogodzić się z porażką. Chciałem wyjść na swoje za wszelką cenę. No właśnie, tu jest problem. Problem, z którego całe szczęście udało mi się wyjść (nie bez pomocy).
Egoista uważa, że ma rację we wszystkim, że należą mu się skarby całego świata. Dlaczego tak uważasz, egoisto?
Czy świat Cię skrzywdził? Liczysz na rekompensatę? A może po prostu, może po prostu nie potrafisz być inny. Egoista żyje w iluzji. Jest oszukiwany, ale jemu to na rękę. Takie większe zło, które wydaje się być mniejsze. Myśli, że jest lubiany, wywyższany etc a to gówno prawda. To on takiego sie wykreował, to on w swoim umyśle tworzy u innych taką opinie o sobie. W rzeczywistości zaś jest tak, że egoista to śmieć.. żyjący we własnym świecie. Coś jak loch Davyego Jonesa, z Piratów z Karaibów 3.
Sztuką nie jest żyć wiecznie. Sztuką jest żyć wieczność z samym sobą. Tu już pojawia się samotność, a samotność zostawię na inny dzień.

Podsumowując, egoizm to oszukiwanie samego siebie w imię własnego widzimisię. Egoista jest pozbawiony radości... czyli wszystkiego co dobre.


___________________________________________________

Pytanie, skąd wzięła się we mnie wena twórcza? Hm. Za tym chyba musi stać ten skurwysyn... pozdrawiam, smutku.



sobota, 10 grudnia 2011

Pozerzy.

Czyli z klawiaturą wśród pozerów.

Mam w klasie takiego gościa. Na początku roku szkolnego zobaczył, że w naszej klasie dominuje dresiarnia. Na początku wydawał się przeciętniakiem. Ale z przeciętniaka stał się żywym przykładem tego, jak większość oddziałuje na niektóre osoby, jest prostym.. pozerem.
Otóż pierwszego dnia przyszedł elegancki, twarz debila co prawda, słuchał bodajże disco-polo czyli nie był groźny. Ale spojrzał na klase, zobaczył Punka, Skina, 2 metale, 15 dresów i reszta neutralna.
Co pomyślał sobie Pozer? Dresik wygodny, dresik w porządku, dresik, umc umc ROZJEBAC COŚ ararar aJP JP!!!

Zrobił mu się whiskas zamiast mózgu. Na za jutrz przyszedł w dresie, z telefonu leciała oczywiście duma polskiego hip hopu czyli JP JP ararara JP JP!!! JP!!!! Zaczął opowiadać stworzone historie, ile to wypił, ile to on dresów zna, jakie ma koneksje.
Co się okazuje? Dres to jego 2nd live. Otóż w domu uczy się bo jest ciągle na celowniku rodziców, w szkole na nich narzeka, mame nazywa 'pizdą', a w domu 'tak, mamusiu. odrobiłem już lekcje, moge sciagnac sobie nowy album Firmy?'

Czemu o tym mówię? Bo to jest przykład kretynizmu, uzależnienia się. Człowiek, który podpasowuje się do większośc nie może być człowiekiem wolnym. Takiemu człowiekowi są narzucane zasady z góry.
Taki człowiek jest... niewolnikiem w swoim własnym świecie, w iluzji.

Nie mam więc szacunku dla ludzi, którzy nie z własnej woli zmieniają swój wizerunek. Ja jestem punkiem bo kocham wolność, tanie wino, muzyke, radość. Gdzie tu mowa o nienawiści? Gdzie tu mowa o usilnym pokazaniu czegoś. Nie musze co prawda być punkiem aby kochać te czynniki ale to mnie że tak powiem.. podtrzymuje.

A na koniec napiszę co sądze o niektórych subkulturach:

- Dresy, jedna z najbardziej stereotypowych subkultur. I słusznie. Dres to nie ubiór tylko stan umysłu, więc nie mylmy pojęć. Do tej subkultury mam najmniejszy szacunek. A raczej w ogóle nie mam. Dlaczego?
Bo większość dresów to pozerzy, zajebali by jedną ręką cały świat, zwłaszcza policje. Ciekawe, jakby ktoś zabił dresowi brata to czy nie zadzwoniłby najpierw na policje...

- Rasta. To bardzo miła mi subkultura, mam do nich wielki szacunek za ich nastawienie do życia, za ich luz, radość z niczego ( z wiadomych powodów).

- Punki, stereotypowa subkultura. A wyobraźcie sobie, że wcale tak nie jest. Mówię Punk! Myślisz sobie, ooo szuka rozruby, to gorsze niż dresy. Nie, punk to nie negatyw. To wolność i radość z życia. Tylko wyglądamy strasznie.. a my chcemy po prostu wyglądać inaczej.

- Metale, wiadomo. Spokojni, mądrzy. itp.


A na koniec wam powiem, że nigdy nie starajcie się podpasować komuś. Macie jedną zajebistą osobowość i nie możecie jej zmarnować. :)


środa, 7 grudnia 2011

6 grudnia.

6 grudnia, dzień znany od dziecka. Dzień, który co rok daje mnóstwo radości, stopniowo się zmieniając.
Pamiętam jak byłem mały zawsze o 6 rano wstawałem by zobaczyć co mikołaj mi przyniósł, włączałem TV i oglądałem świąteczne wydanie Looney Tunes. Tak było do 6 klasy, bodajże.
Potem Mikołajki wyglądały inaczej. Wstawało się do szkoły, zaglądało sie pod poduszke, gdzie najczęściej leżały pieniądze zostawione już przez rodziców, nie św. Mikołaja, dzień był jak co dzień z tym, że...

Wczorajsze mikołajki były.. inne niż wszystkie! Dostałem 100 zł, uciekłem z klasą na mikołajowe winko, z czego uciekłem i poszedłem na mikołajowe winko z wartościowymi osobami, dostałem promocje od Straży Miejskiej, przejechałem 5 h w autobusie, śmiałem się, pękałem ze śmiechu i w końcu zrozumiałem..
Aby poczuć się dobrze 6.12. musisz spełnić jedno z dwóch wymagań:
a) Być świętym mikołajem i dać komuś prezent
b) Dzielić się z kimś swoją radością i zarażać śmiechem.
Ja spełniłem te drugie, bo niestety ale nie zrobilem nikomu prezentu. I czułem się świetnie, poczułem mikołajki. Widzicie, fajnie jest dostawać prezenty, fajnie jest dostawać powód do śmiechu na tacy. A uwierzcie mi, że jeszcze fajniej jest uszczęśliwiać ludzi! :)
A co jeszcze bardziej uszczęśliwi uszczęśliwionego człowieka mającego za tydzień urodziny oraz cieszącego się z przyjaciółmi? Mega dawka.. śniegu!

Tak jak mówiłem - każdy może być Św. Mikołajem... Nawet Straż miejska. ;)


niedziela, 4 grudnia 2011

Wiara z neutralnego punktu widzenia.

Nie mam weny, serio. Zawsze szukałem jej w muzyce albo w smutku. Muzyka jest, wina leży w smutku. Wychodzi więc na to, że smutny nie jestem, chociaż tyle.
Byłem dziś w kościele (drugi raz od pół roku) i zauważyłem, że robię się ateistyczny. Jakoś ciężko mi teraz wierzyć w to wszystko, jak byłem dzieckiem to wiadomo - było łatwiej. A teraz jak już trochę filozofii ogarniam to mogę sobie na temat Boga podyskutować. Nie chce nikogo obrażać tym co piszę, do Boga nic nie mam. Jest? Spoko. Nie ma go? Nie zdziwiłbym się. No właśnie, jeżeli jest to spoko. Czyli nie jestem ateistą, jestem agnostykiem. W każdym razie, czuje, że wena wraca. W wierze śmieszy mnie jedno, mianowicie takie kółka, np:

Biblia to słowo Boże -> skąd mamy wiedzieć, że to słowo Boże? -> bo Biblia tak mówi. -> Skąd mamy wiedzieć, że Biblia mówi prawdę? -> bo Bilbia to słowo Boże.

Drugi przykład:

Bóg jest wszystkim, czyli złem też. Ale Bóg nie jest złem, czyli nie jest wszystkim.

No, takich kółek jest od groma ale te jest najbardziej.. najłatwiejsze do rozrysowania, że tak powiem. Nie trapi was to? Nie sądziliście, że ktoś się kiedyś ostro naspawał czymś i napisał Biblie?
Nie zastanawialiście się kiedyś, że skoro wszystko ma swój moment narodzin to kto stworzył Boga? (stworzył nie w swojej głowie tylko stworzył Go, w realu [o ile w realu istnieje]).
Skąd pewność, że to chrześcijaństwo jest tą właściwą wiarą? Wcześniej byli bogowie gre... właśnie!

Gdy człowiek nie potrafi pojąć czegoś, stara się to irracjonalnie wyjaśnić. Grecy, wiadomo, mieli swoich Bogów. Każdy miał jakieś naturalne 'atuty'. Jakiegoś greka pierdolnął piorun to zaraz pomyśleli, że ktoś się musiał ostro rozgniewać. Nie wiedzieli jakim cudem doszło do wyładowania elektrycznego (w tamtych czasach na wyładowanie elektryczne mówiło się gniew Zeusa) to zgonili to na wymyślonych przez siebie bożków.
Bogowie wojny byli wykorzystywani do podniesienia morali w armii, Dionizos był osądzony za to, że robił najlepsze wino i człowiek napewno nie mógł takiego zrobić. Taa.
No ale tego nie rozumieli grecy, to było 3000 lat temu.

Teraz mamy wiek XXI, chrześcijaństwo trwa od 370 (?) r (tak oficjalnie, gdy okrzyknięto chrześcijaństwo wiarą przodującą w Cesarstwie Rzymskim), przez ok 1700 lat wiara ingerowała w życie polityczne, w zmiany świata, często krwawe np. wyprawy krzyżowe zarządzone przez PAPIEŻA (sic!). Taaa, chce wam pokazać jaki dobry jestem z histy. No, więc czego człowiek współczesny nie rozumie, że wyjaśnia to Bogiem? Tym co jest po śmierci. Nie wiemy, możemy się domyślać. Gdybyśmy chcieli to naukowo zrozumieć to jest nam łatwo - jest organizm, organizm umiera. Ale nam nie chce się wierzyć w to, że to już koniec, nie? Ja nie wierze, że na zgonie sie kończy, coś musi być potem (niekoniecznie Bóg), ale ludzie próbowali to wyjaśnić, dodali do tego zasady moralne i - tadaaam - wymyślili istoty wszechmogące.

Więc tak. Jeżeli Bóg jest, to spoko, jeżeli go nie ma to nie zdziwiłbym się. W każdym razie dobrze, że jest coś takiego jak wiara, bo czuje się bezpieczniej na ulicy. Wiara daje nam dużo zasad moralnych jak nie zabijaj bo trafisz do piekła. Gdyby nie to każdy chodziłby po ulicy i zabijał kogo się da, bo kary za to nie dostanie (po śmierci rzecz jasna). No ale to moja wizja chaosu.

W sumie - wyobraźcie sobie, że nagle się okazało że Boga faktycznie nie ma. Co się dzieje z księżami? Papieżem? Świątyniami? Totalny chaos. Ciężko to ogarnąć. To jak sobie to wyobrażam zostawie dla siebie (nie chciałbym nikogo obrażać, a pewnie już to z w tym tekście zrobiłem. Jeżeli czujesz sie urażony/a to wybacz. Nie robiłem tego umyślnie.)

Hm. Przyszedłem pisać posta z niczym a wyszedł mi spory tekst.
Jakby kogoś to interesowało to zabieram się za OOBE, zobaczymy co z tego wyjdzie. Wiem, że 3-4 razy w życiu mi się udało. I przyszło mi to łatwo.

To chyba tyle na dziś, czas zacząć kolejny tydzień, łudzić się z szarą codziennością w szkole i cieszyć się kolorowym życiem po szkole.


Hi Ho.