The Best in the world

sobota, 31 grudnia 2011

Woda. Tedd deireadh.

                                                                    Woda.

Przyznam, że z małych rzeczy widok śniegu za oknem jest naprawdę budujący. ;)
Czas na kolejną część trylogii o zbrodni, karze i walce.
Tym razem - woda. To  co  gasi pożar. Wybaczenie.

Opisywałem już stronę krzywdziciela (bo znam ją najlepiej), spróbuje teraz popatrzeć litościwymi oczyma.
Osoba zawiedziona jest ofiarą wyrządzonych przez nas krzywd, niestety. Osoba ta czasem nie chce nas znać, czasem chce o nas przez jakiś czas zapomnieć, a czasem wybacza wszystko. Niestety, to że wybacza nie oznacza, że zapomni o tym. Bo tak jak mówiłem, nie da się wymazać przeszłości - da się ją wykorzystać. W tym przypadku może wykorzystać tę przeszłość aby się 'nie sparzyć' kolejny raz. Jednak jeżeli osoba ta jest wyrozumiała, a krzywdzący zrozumiał swój błąd i w tym momencie cierpi bo na to zasługuje, jeżeli krzywdzący chciałby to jakoś naprawić to czasem wychodzi tak, że ogień między krzywdzącym a wybaczającą zostaje ugaszony. Trzeba po prostu uwierzyć w to, że ludzie potrafią się zmienić. Zwłaszcza po wyciągniętej nauce z popełnionych błędów.

Czasem jest też tak, że zostało wybaczone nam z litości... ale to już inna historia.


                                                                 Tedd Deireadh.


O to nadchodzi czas końca, białego zimna i białego światła, 2011 umrze wśród jednej wielkiej imprezy a odrodzi się jako 2012 z wielkim kacem.

Życzę wam wszystkim szczęśliwego nowego roku, dużo miłości, cierpliwości oraz dużo radości. Życzę wam abyście nigdy nie zwątpili w swoje marzenia. Ja tego na pewno nie zrobię. ;)
Szalonego sylwestra i... widzimy się w następnym roku! ;)



czwartek, 29 grudnia 2011

Ogień.

Wcześniejszy post to wstęp do 3 rzeczy, które chcę opisać. 

Dlaczego człowiek dopuszcza się czegoś takiego jak zdrada, zadawanie bólu, zawiedzenie? Dlaczego pozwalamy sobie, a czasem i wbrew sobie, na zadawanie bólu? Dlaczego czasem jesteśmy egoistami?
Bo żyjemy według schematów. A gdy stracimy kontrole staramy się ją za wszelką cenę odzyskać. Za tę cenę na początku płacą zranione osoby i jak się okazuje - my sami. Bo człowiek nie jest nieomylny. Nie jest perfekcyjny. Ale czasami wydaje nam się, że tak jest. Głównie przewodzi tutaj egoizm, strach, pewność siebie. Wierzymy, że wszystko wyjdzie po naszej myśli. A gdy już stracimy te poczucie, że wszystko jest tak jak chcemy i dochodzimy do wniosku, że wcale tak nie jest przychodzi chęć zrobienia czegokolwiek aby tę kontrolę odzyskać i wtedy najczęściej 'jedziemy po bandzie'. Robimy rzeczy wbrew zasadom, wbrew woli innych. Robimy wszystko aby NAM było dobrze. Zdradzamy, gdy nie dostajemy tego czego byśmy chcieli, a trzeba zrozumieć, że nie wszystko dostaniemy.. a czasami jest tak, że możemy to dostać tylko trzeba czasu.
Zadajemy ból innym osobom. Co prawda nieumyślnie, jesteśmy bowiem przekonani, że te osoby chcą dokładnie tego samego co my. Jesteśmy tego niemalże w 100 % pewni. Prawda, niestety jest inna... nawet to, że mylić się rzecz ludzka nie wystarcza. 
Pytanie.. czy warto było się aż tak wychylać aby odzyskać kontrole? Czy ta kontrola rzeczywiście zostanie odzyskana? Nie. Ta kontrola zostanie stracona. Bo ból to nie jest materiał budulcowy. Ogień nie jest materiałem budulcowym. Trzeba użyć innych środków, dobrych. Wykorzystywać czas, brać z niego tyle ile się da. Być cierpliwym. Nie poddawać się. 

Zdrada to nie kurz. Łatwo nie zniknie. To ogień, pożar który przez bawienie się zapałkami tworzy stopniowo większy pożar, niszcząc to co zostało zbudowane. Czasem doszczętnie, a czasem... za pomocą wody można ugasić ten pożar, za pomocą kamienia - zbudować nowe fundamenty.


środa, 28 grudnia 2011

Ogień, woda i kamień.

Ogień gaszony przez wodę. Kamień jako fundament.
Pobawmy się w podstawianie wzorów. Nie w fizyce, nie w matmie a w życiu.
Ogień - Zawiedzenie, zdrada.
Woda - Wybaczenie, zrozumienie.
Kamień - Zaufanie.
(Ogień + Woda) + Kamień = (?)

Zawiodłem nie tak dawno pewną osobę. Między nami wybuchł pożar. Dzielił nas. Ja stałem w miejscu gdzie nie miałem wody, ta osoba była po stronie, gdzie woda była ale trzeba było ją znaleźć. Głęboko, w sercu? W głowie? Kto wie.. Pożar ten zniszczył świat, który tak jakby budowaliśmy. Zniszczył nawet fundamenty. Teraz moim zadaniem jest znaleźć dobry kamień aby postawić mocny fundament i nie dopuścić do kolejnego pożaru.

Zrozumiałem do czego prowadzi zdrada, egoizm. Zrozumiałem, że ten pożar nie jest łatwo ugasić i nie zawsze mamy dostęp do wody. I trzeba się cholernie natrudzić aby znaleźć dobry kamień. Ale kto powiedział, że człowiek, który zdradził, zawiódł nie zasługuje na to aby pomęczyć się z odbudową?

(Ogień + Woda) + Kamień = szansa?


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Na rozdrożu.

Uwielbiam momenty gdy idę jedną drogą i nagle spotykam rozdroże.. i nie wiem, w którą stronę pójść.
Wiem, że obie te drogi prowadzą do mojego celu, a nawet jedna do tego co postanowiłem sobie na nowy rok. Z tym, że jedna droga jest prosta, a druga ciężka na pierwszym jej etapie.
Los lubi robić sobie ze mnie jaja, sprawdzać mnie. Z drugiej strony dał mi szansę, to na co czekałem, o co się modliłem. (tak, modliłem się. warto próbować wszystkiego)
Skoro los daje mi drogę do tego czego pragnę... już wiem, którą drogą podążyć.

Drzwi otwarte, droga długa jest, pełna skrótów i dłuższych ścieżek. Czas zrobić pierwszy krok za tymi drzwiami. Jeden nieprawidłowy ruch i wracam na rozdroże.. i idę drugą drogą.


piątek, 23 grudnia 2011

Coś się kończy, coś zaczyna.

Va esse deireadh aep eigean. 


Ot nadszedł taki moment, świąteczny, dzień przed wigilią. Chciałbym życzyć wszystkim wesołych świąt oraz jeszcze lepszego, szczęśliwego nowego roku. :)

Co prawda do jednej z największych imprez roku pozostaje 8 dni ale wątpie czy później będę miał czas albo chęci aby napisać coś w rodzaju orędzia, a raczej podsumowania tego roku. Napiszę więc teraz.

Rok 2011 był.... 



...


Rok 2011 był na 5+/6 ! Nie skłamie jak powiem, że był to najlepszy rok w moim dotychczasowym życiu. Tyle się zmieniło w moim życiu, we mnie, w moim otoczeniu... fantastyczne uczucie. Tyle przygód przyniósł mi ten rok, tyle znajomości (aż +150 znajomych do fejsbuka!).
A propos znajomości, chciałbym wymienić te, które zasługują na wyróżnienie. 
Roku 2011. Dziękuje Ci, za to że pokazałeś mi, że przyjaźń damsko-męska istnieje. Pozdrawiam Cię, Ada! ;*
Dziękuje Ci też, że pokazałeś mi co to znaczy 'latać' w wolności, pokazałeś mi moc jaką płynie z radości innych ludzi, dziękuje Ci za punkowe przygody, za nową wspaniałą ekipę, za hektolitry wina.
Za całą moją przemianę wewnętrzną, za wszystkie nauki jakie wyciągnąłem z błędów..

Rok 2011 pokazał mi siebie. W końcu poznałem siebie. Do tej pory najlepszym dla mnie rokiem był 2008, przez 3 lata była ogólna chujnia (może to przez gimnazjum?), dopiero teraz wszystko zaczęło lecieć z górki.
Nauczyłem się cieszyć życiem. Co dziennie towarzyszyła mi muzyka, oczywiście były wzloty i upadki. Ale nauczyłem się, że mimo tego, iż jestem samotny to mam przyjaciół. Na których mogę liczyć. Bo oni mogą liczyć na mnie.

Żałuję tylko jednego epizodu. Wrzesień-listopad był najmniej... zrównoważonym okresem tego roku. Bo miało być tak pięknie a wszystko JA spieprzyłem. Przynajmniej wiem czego nie robić. I co mogę zrobić. G. pragnę Ci życzyć wesołych i radosnych świąt Bożego Narodzenia, oraz szczęśliwego nowego roku. Nie życzę Ci tego jako zakochany bez pamięci. Życzę Ci tego jako ja, Patryk. A kto wie? Może 2012 będzie lepszy? Może tak, może nie.

Postanowienie noworoczne? Naprawić to co zostało zepsute w 2011. Załatać dziury. Wtedy dojdę do perfekcji (do pewnego stopnia, bo przecież nie będę perfekcyjny w 100%). Dam radę. Mam 366 dni odliczając za 8 dni. 

* Drugie postanowienie: Przeżyć koniec świata. :D


A więc życzę wam wszystkiego co najlepsze w tym świątecznym okresie i oczywiście wszystkiego najlepszego w nowym roku! :)

Tor Zirreael.







niedziela, 18 grudnia 2011

Walka z samym sobą. Przeszłość.

uwaga, pisze z tel. ludzie mają wady i zalety.. pogadajmy sobie o wadach. One czynią nas podatnymi na wszelkie ścierwo typu zło, smutek. Dla jednych te wady to pikuś, dla innych udręka. A najgorszą wadą człowieka wg mnie tchórzostwo. Gdy zamiast zwalczac te wady jak egoizm czy przeszłość człowiek chowa się, zakłada maskę szczęśliwca i nie podejmuje walki ze swymi wadami czekając tym samym na cud oszukuje siebie i najbliższych. Gdy coś nas blokuje, męczy, przeszłość psuje relacje - czy nielepiej zacząć szukać zmiany w sobie?

Gdy cos nas blokuje dobrze jest zrzucić maski kozackich skurwieli i zacząć szukać zmiany, lekarstwa. Nie w alkoholu.. w sobie..

Dokończenie:

Mam zamiar dokończyć tego posta, bo wczoraj na telefonie napisałem go dość szybko i dość za krótko. Na własnym przykładzie mam zamiar wam pokazać jakie wady najgorzej oddziałują na człowieka.
Przeszłość, niby dziwnie jest zaliczyć to do wad ale.. Wyobraźmy sobie sytuacje gdy przeszłość nas męczy. Zrobiliśmy kiedyś coś co nie powinno mieć miejsca i co spieprzyło nam pewny epizod. Jesteśmy wtedy blokowani przez dobrze znane nam ' co by było gdyby '. Okazuje się, co jest oczywiste, że to nas blokuje. Bo przeszłości nie da się zmienić! Trzeba umieć kontrować czas. Wykorzystywać swoje wady, niektórzy ludzie nie wyobrażają sobie jaka nauka płynie z wykorzystania swoich negatywnych cech, ze swojej złej przeszłości, ze swoich błędów.
Niektórzy ludzie są tak oślepieni... przez co? Przez pierwotny plan : "Zagadam z nią, rozwinę znajomość, pewnego dnia powiem co czuję i będziemy mieli wspaniałą rodzinkę nad oceanem, a ona będzie wyprowadzać na oceanicznej plaży psa." (wybacz, że użyłem tu tego cytatu, którego Ci po części obiecałem.. nieważne.)
To jest plan pierwotny.. bez planu B. Bez alternatywy.. idąc na przypał, że tak powiem. Do czego dążę ? A no do tego, że nie wszystko wychodzi po naszej myśli. Ba, powiem nawet, że z planów zawsze wychodzą nici, warto ponieść się spontanom.. no ale to po za tematem. Właśnie w taki sposób rodzą się wady wynikające ze smutnej przeszłości. Widzieliśmy wówczas same kolorowe rzeczy, nie wyobrażaliśmy sobie klęski. A gdy klęska przyszła? Wszystko prysło, ta chwila stała się przeszłością. Tą złą przeszłością. Co powinniśmy z nią zrobić? Wyciągnąć wnioski, w tym przypadku to, że nie przewidzieliśmy planu 'B'.
Są też wady takie jak egoizm, uzależnienia, zbyt wielka pewność siebie (tak, to jest wada). Ale to są wady, które mimo wszystko najłatwiej zniszczyć. Przeszłości zniszczyć się nie da, da się ją jedynie wykorzystać.

Błędy też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich z pamięci i wyciągam z nich wnioski. I nigdy nie winie za nie innych.
Published with Blogger-droid v2.0.2


środa, 14 grudnia 2011

Jest taki dzień.

Radosny, grudniowy. Dziś są moje urodziny, spędziłem je na maxa, ze świetnymi ludźmi. :) Nie chce mi się wstawać jutro ze świadomością, że jest już 15.12 i urodzin już nie ma no ale nie mam wyjścia. Dzisiaj nic nie rozkminię, na koniec tylko dodam.. coś się kończy, coś zaczyna. ;)


wtorek, 13 grudnia 2011

Atak na egoizm.

Jak się okazuje wena twórcza u mnie to teraz święto... Nie wiem, czy nie mam pomysłów na temat czy jak się do tego zabrać, mam wrażenie jakbym wszystko już rozkminił (a przecież tak nie jest). Czeka mnie w życiu wybór, którego starałem się uniknąć ale nie mogę być w dwóch miejscach na raz. Wybór między ludźmi, a raczej między grupą ludzi. Między umierającą, a żyjącą. Mniejsza o to, znając życie zainteresuje to 2 osoby, które czytają tego bloga. Wypadałoby więc po takim prywatnym wstępie napisać coś konkretnego.
Nie wiem za co się zabrać.. może coś co spieprzyło mi kawałek życia.

Panie i Panowie, powitajmy w moim programie (zawsze chciałem to powiedzieć).... tam du du du da dam... Egoizm!
- Witaj, jak się masz?
- Jestem wkurzony, bo nikogo dzisiaj nie wkurzyłem ale jestem najlepszy na świecie i Ty na pewno nie będziesz.

Widzowie wybaczą, już zamykamy jadaczkę tej pokrace i zabieram się za opisywanie tego stanu, stylu? stylem bym tego nie nazwał.. no zwał jak zwał.

Co to jest egoizm? No nie będę wyskakiwał z jakimiś regułkami, każdy wie czym charakteryzuje się egoista, każdy jakiegoś zna. Co mnie trapi? Dlaczego egoista jest egoistą, co na to wpływa. Na własnym przykładzie, byłem egoistą bo nie potrafiłem pogodzić się z porażką. Chciałem wyjść na swoje za wszelką cenę. No właśnie, tu jest problem. Problem, z którego całe szczęście udało mi się wyjść (nie bez pomocy).
Egoista uważa, że ma rację we wszystkim, że należą mu się skarby całego świata. Dlaczego tak uważasz, egoisto?
Czy świat Cię skrzywdził? Liczysz na rekompensatę? A może po prostu, może po prostu nie potrafisz być inny. Egoista żyje w iluzji. Jest oszukiwany, ale jemu to na rękę. Takie większe zło, które wydaje się być mniejsze. Myśli, że jest lubiany, wywyższany etc a to gówno prawda. To on takiego sie wykreował, to on w swoim umyśle tworzy u innych taką opinie o sobie. W rzeczywistości zaś jest tak, że egoista to śmieć.. żyjący we własnym świecie. Coś jak loch Davyego Jonesa, z Piratów z Karaibów 3.
Sztuką nie jest żyć wiecznie. Sztuką jest żyć wieczność z samym sobą. Tu już pojawia się samotność, a samotność zostawię na inny dzień.

Podsumowując, egoizm to oszukiwanie samego siebie w imię własnego widzimisię. Egoista jest pozbawiony radości... czyli wszystkiego co dobre.


___________________________________________________

Pytanie, skąd wzięła się we mnie wena twórcza? Hm. Za tym chyba musi stać ten skurwysyn... pozdrawiam, smutku.



sobota, 10 grudnia 2011

Pozerzy.

Czyli z klawiaturą wśród pozerów.

Mam w klasie takiego gościa. Na początku roku szkolnego zobaczył, że w naszej klasie dominuje dresiarnia. Na początku wydawał się przeciętniakiem. Ale z przeciętniaka stał się żywym przykładem tego, jak większość oddziałuje na niektóre osoby, jest prostym.. pozerem.
Otóż pierwszego dnia przyszedł elegancki, twarz debila co prawda, słuchał bodajże disco-polo czyli nie był groźny. Ale spojrzał na klase, zobaczył Punka, Skina, 2 metale, 15 dresów i reszta neutralna.
Co pomyślał sobie Pozer? Dresik wygodny, dresik w porządku, dresik, umc umc ROZJEBAC COŚ ararar aJP JP!!!

Zrobił mu się whiskas zamiast mózgu. Na za jutrz przyszedł w dresie, z telefonu leciała oczywiście duma polskiego hip hopu czyli JP JP ararara JP JP!!! JP!!!! Zaczął opowiadać stworzone historie, ile to wypił, ile to on dresów zna, jakie ma koneksje.
Co się okazuje? Dres to jego 2nd live. Otóż w domu uczy się bo jest ciągle na celowniku rodziców, w szkole na nich narzeka, mame nazywa 'pizdą', a w domu 'tak, mamusiu. odrobiłem już lekcje, moge sciagnac sobie nowy album Firmy?'

Czemu o tym mówię? Bo to jest przykład kretynizmu, uzależnienia się. Człowiek, który podpasowuje się do większośc nie może być człowiekiem wolnym. Takiemu człowiekowi są narzucane zasady z góry.
Taki człowiek jest... niewolnikiem w swoim własnym świecie, w iluzji.

Nie mam więc szacunku dla ludzi, którzy nie z własnej woli zmieniają swój wizerunek. Ja jestem punkiem bo kocham wolność, tanie wino, muzyke, radość. Gdzie tu mowa o nienawiści? Gdzie tu mowa o usilnym pokazaniu czegoś. Nie musze co prawda być punkiem aby kochać te czynniki ale to mnie że tak powiem.. podtrzymuje.

A na koniec napiszę co sądze o niektórych subkulturach:

- Dresy, jedna z najbardziej stereotypowych subkultur. I słusznie. Dres to nie ubiór tylko stan umysłu, więc nie mylmy pojęć. Do tej subkultury mam najmniejszy szacunek. A raczej w ogóle nie mam. Dlaczego?
Bo większość dresów to pozerzy, zajebali by jedną ręką cały świat, zwłaszcza policje. Ciekawe, jakby ktoś zabił dresowi brata to czy nie zadzwoniłby najpierw na policje...

- Rasta. To bardzo miła mi subkultura, mam do nich wielki szacunek za ich nastawienie do życia, za ich luz, radość z niczego ( z wiadomych powodów).

- Punki, stereotypowa subkultura. A wyobraźcie sobie, że wcale tak nie jest. Mówię Punk! Myślisz sobie, ooo szuka rozruby, to gorsze niż dresy. Nie, punk to nie negatyw. To wolność i radość z życia. Tylko wyglądamy strasznie.. a my chcemy po prostu wyglądać inaczej.

- Metale, wiadomo. Spokojni, mądrzy. itp.


A na koniec wam powiem, że nigdy nie starajcie się podpasować komuś. Macie jedną zajebistą osobowość i nie możecie jej zmarnować. :)


środa, 7 grudnia 2011

6 grudnia.

6 grudnia, dzień znany od dziecka. Dzień, który co rok daje mnóstwo radości, stopniowo się zmieniając.
Pamiętam jak byłem mały zawsze o 6 rano wstawałem by zobaczyć co mikołaj mi przyniósł, włączałem TV i oglądałem świąteczne wydanie Looney Tunes. Tak było do 6 klasy, bodajże.
Potem Mikołajki wyglądały inaczej. Wstawało się do szkoły, zaglądało sie pod poduszke, gdzie najczęściej leżały pieniądze zostawione już przez rodziców, nie św. Mikołaja, dzień był jak co dzień z tym, że...

Wczorajsze mikołajki były.. inne niż wszystkie! Dostałem 100 zł, uciekłem z klasą na mikołajowe winko, z czego uciekłem i poszedłem na mikołajowe winko z wartościowymi osobami, dostałem promocje od Straży Miejskiej, przejechałem 5 h w autobusie, śmiałem się, pękałem ze śmiechu i w końcu zrozumiałem..
Aby poczuć się dobrze 6.12. musisz spełnić jedno z dwóch wymagań:
a) Być świętym mikołajem i dać komuś prezent
b) Dzielić się z kimś swoją radością i zarażać śmiechem.
Ja spełniłem te drugie, bo niestety ale nie zrobilem nikomu prezentu. I czułem się świetnie, poczułem mikołajki. Widzicie, fajnie jest dostawać prezenty, fajnie jest dostawać powód do śmiechu na tacy. A uwierzcie mi, że jeszcze fajniej jest uszczęśliwiać ludzi! :)
A co jeszcze bardziej uszczęśliwi uszczęśliwionego człowieka mającego za tydzień urodziny oraz cieszącego się z przyjaciółmi? Mega dawka.. śniegu!

Tak jak mówiłem - każdy może być Św. Mikołajem... Nawet Straż miejska. ;)


niedziela, 4 grudnia 2011

Wiara z neutralnego punktu widzenia.

Nie mam weny, serio. Zawsze szukałem jej w muzyce albo w smutku. Muzyka jest, wina leży w smutku. Wychodzi więc na to, że smutny nie jestem, chociaż tyle.
Byłem dziś w kościele (drugi raz od pół roku) i zauważyłem, że robię się ateistyczny. Jakoś ciężko mi teraz wierzyć w to wszystko, jak byłem dzieckiem to wiadomo - było łatwiej. A teraz jak już trochę filozofii ogarniam to mogę sobie na temat Boga podyskutować. Nie chce nikogo obrażać tym co piszę, do Boga nic nie mam. Jest? Spoko. Nie ma go? Nie zdziwiłbym się. No właśnie, jeżeli jest to spoko. Czyli nie jestem ateistą, jestem agnostykiem. W każdym razie, czuje, że wena wraca. W wierze śmieszy mnie jedno, mianowicie takie kółka, np:

Biblia to słowo Boże -> skąd mamy wiedzieć, że to słowo Boże? -> bo Biblia tak mówi. -> Skąd mamy wiedzieć, że Biblia mówi prawdę? -> bo Bilbia to słowo Boże.

Drugi przykład:

Bóg jest wszystkim, czyli złem też. Ale Bóg nie jest złem, czyli nie jest wszystkim.

No, takich kółek jest od groma ale te jest najbardziej.. najłatwiejsze do rozrysowania, że tak powiem. Nie trapi was to? Nie sądziliście, że ktoś się kiedyś ostro naspawał czymś i napisał Biblie?
Nie zastanawialiście się kiedyś, że skoro wszystko ma swój moment narodzin to kto stworzył Boga? (stworzył nie w swojej głowie tylko stworzył Go, w realu [o ile w realu istnieje]).
Skąd pewność, że to chrześcijaństwo jest tą właściwą wiarą? Wcześniej byli bogowie gre... właśnie!

Gdy człowiek nie potrafi pojąć czegoś, stara się to irracjonalnie wyjaśnić. Grecy, wiadomo, mieli swoich Bogów. Każdy miał jakieś naturalne 'atuty'. Jakiegoś greka pierdolnął piorun to zaraz pomyśleli, że ktoś się musiał ostro rozgniewać. Nie wiedzieli jakim cudem doszło do wyładowania elektrycznego (w tamtych czasach na wyładowanie elektryczne mówiło się gniew Zeusa) to zgonili to na wymyślonych przez siebie bożków.
Bogowie wojny byli wykorzystywani do podniesienia morali w armii, Dionizos był osądzony za to, że robił najlepsze wino i człowiek napewno nie mógł takiego zrobić. Taa.
No ale tego nie rozumieli grecy, to było 3000 lat temu.

Teraz mamy wiek XXI, chrześcijaństwo trwa od 370 (?) r (tak oficjalnie, gdy okrzyknięto chrześcijaństwo wiarą przodującą w Cesarstwie Rzymskim), przez ok 1700 lat wiara ingerowała w życie polityczne, w zmiany świata, często krwawe np. wyprawy krzyżowe zarządzone przez PAPIEŻA (sic!). Taaa, chce wam pokazać jaki dobry jestem z histy. No, więc czego człowiek współczesny nie rozumie, że wyjaśnia to Bogiem? Tym co jest po śmierci. Nie wiemy, możemy się domyślać. Gdybyśmy chcieli to naukowo zrozumieć to jest nam łatwo - jest organizm, organizm umiera. Ale nam nie chce się wierzyć w to, że to już koniec, nie? Ja nie wierze, że na zgonie sie kończy, coś musi być potem (niekoniecznie Bóg), ale ludzie próbowali to wyjaśnić, dodali do tego zasady moralne i - tadaaam - wymyślili istoty wszechmogące.

Więc tak. Jeżeli Bóg jest, to spoko, jeżeli go nie ma to nie zdziwiłbym się. W każdym razie dobrze, że jest coś takiego jak wiara, bo czuje się bezpieczniej na ulicy. Wiara daje nam dużo zasad moralnych jak nie zabijaj bo trafisz do piekła. Gdyby nie to każdy chodziłby po ulicy i zabijał kogo się da, bo kary za to nie dostanie (po śmierci rzecz jasna). No ale to moja wizja chaosu.

W sumie - wyobraźcie sobie, że nagle się okazało że Boga faktycznie nie ma. Co się dzieje z księżami? Papieżem? Świątyniami? Totalny chaos. Ciężko to ogarnąć. To jak sobie to wyobrażam zostawie dla siebie (nie chciałbym nikogo obrażać, a pewnie już to z w tym tekście zrobiłem. Jeżeli czujesz sie urażony/a to wybacz. Nie robiłem tego umyślnie.)

Hm. Przyszedłem pisać posta z niczym a wyszedł mi spory tekst.
Jakby kogoś to interesowało to zabieram się za OOBE, zobaczymy co z tego wyjdzie. Wiem, że 3-4 razy w życiu mi się udało. I przyszło mi to łatwo.

To chyba tyle na dziś, czas zacząć kolejny tydzień, łudzić się z szarą codziennością w szkole i cieszyć się kolorowym życiem po szkole.


Hi Ho.

środa, 30 listopada 2011

Requiem

To był tylko dobry, długi, miły sen. A sny przecież czasem lubią się powtarzać. Gdy są momenty, w których ciężko zapomnieć o przeszłości zaśnij, obudź się i powiedz sobie - to tylko sen. Wstań, spróbuj przez pierwsze godziny tego dnia żyć rutynowo. Albo lepiej - tworzyć nową rutynę. To tak jakby zrobić sobie restart. Obudzić się ze snu jako nowo narodzony. Nie mówie oczywiście o tym, że zaraz mamy zrobić sobie operacje plastyczną twarzy. Mówie o zachowaniu. O nastawieniu się na wolność, radość z tego co mamy. 
A tego czego nie mamy.. przestańmy szukać na siłę. W końcu to samo przyjdzie, czasem w tych miejscach gdzie próbowaliśmy to znaleźć. 

Bierz ile możesz, nikomu nie oddawaj.


2 dni.

w odpowiedzi na Twój post...

Skoro czasem ludzie pojawiają się po to aby zniknąć, to jaki jest ich sens? Tak? Czy może pytasz o to czy nie ma sensu w tym co byłoby dalej?
Często podświadome tworzenie sensu istnienia niektórych osób bywa błędne.. ale często nie oznacza, że zawsze. Często jest większością, ile powtarzałem, że lepiej zaliczać się do mniejszości niż większości? Sugerując, że jesteśmy inni utożsamiasz się z tym czego jest więcej, z tym co może zdarzyć się częściej. Z tym często się nie łapiemy. Ale skoro już uważasz, że często ten sens jest błędny.. czy uważasz to za błąd? Nie mogę sobie tego wyobrazić. Przegraliśmy bitwę z czasem. Tak, bitwę - nie wojnę. Po za tym, szukasz sensu mojego pojawienia się nie zauważając, że cały ten świat, całe to życie jest pozbawione sensu. Bo sensem życia jest jego brak. Beztroska. Wszystko jest bez sensu, bo sensu nie ma. Przegraliśmy bitwę z czasem. Ale żadna sprawa nie jest przegrana jeżeli choć jeden głupiec o nią walczy. Czy wrócisz aby wyśmiać ze mną czas, ciesząc się z kolejnych dwóch dni, i kolejnych i kolejnych, zamieniając kalendarz na system dwu-dniowy? Tworząc nasz własny czas. Trwało to dwa dni. To się nie skończyło. Zrozumiałem to... zajęło mi to dwa dni.


czekam na odpowiedź.

wtorek, 29 listopada 2011

Historia innych ludzi.

Nie potrafię ułożyć moich myśli. Nie potrafię zrezygnować z tych myśli. Nie potrafię wracać na dno będąc prawie u szczytu. Syzyfowa praca? 
Jedno jest pewne, czasem możemy śmiać się co dzień z całego życia, a czasem na cieszenie się z tego życia wykorzystamy 2 dni. Wiesz, to taka historia innych ludzi. Innej dziewczyny, innego chłopaka. To taka historia gdy biegli do siebie tak szybko że się minęli. To taka niedokończona historia.. czego oczekuje w ciągu dalszym tej historii? Że przyjdzie taki moment gdzie za wrócą, zrobią po 3 kroki i staną w jednym, wspólnym punkcie. Premiera drugiej części tej historii może potrwać tak długo jak trwała pierwsza część, lub tak długo aż autor zapomni o nich i zostawi. Czasem 2 dni, czasem cały rok.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Tworząc przyszłość zamykając przeszłość

Gdy przychodzi czas by zamknąć pewne rozdziały przychodzi czas wyboru. Wyboru na to jak będzie wyglądać nasza przyszłość. Zamykając przeszłość grubą kreską, nie zawsze wiadomo w którym miejscu ta kreska ma leżeć. Jest ryzyko, zakład z losem. Potem popchnie Cię to albo w dobrą albo złą stronę. Czasen na szczyt albo czasem na dno. 
Skoro to przyszłość zależy ode mnie jestem odpowiedzialny jak świat będzie wyglądał za minute. Nie zawsze jest tak jak się wydaje że ten świat za minutę musi być dobry. Życie byłoby za proste, za trudne dla szczęściarzy, za proste dla tych na dnie. 
Okazuje się, że ze szczęściem trzeba się urodzić, chociaż tacy komicy jak Jim Carrey nie zawsze byli wesołkami. Z tego co mi wiadomo przeszli przez stan depresji, a teraz podbijają świat swoim śmiechem. 
Trzeba nauczyć śmiać się z życia. Nie w taki sposób jak Ci się wydaje. Trzeba kontrować życie śmiechem. Gdy los daje Ci kopy w dupe - wystaw mu się i powiedz : mam Cię w dupie, o losie.
Tak, wydaje mi się, że w ten sposób można wyjść z depresji i stać się wesołkiem. 
Swoją drogą napiłbym się ale to tak poza tematem. Czas jakoś się strasznie dłuży, piszę tego posta już godzinę... czas przyszedł i odszedł przez słowa. Nauczyłem się, że muszę się jeszcze dużo nauczyć. Że moja filozofia jest na marnym poziomie, nauczyłem się wchłaniać wiedzę, skupić się. Nauczyłem się tego w 2 dni. Okazuje się, że zrozumienie tego było prostsze od zrozumienia matmy, chemii czy biologii... czy tam chińskiego. 
Nauczyłem się zimna, nauczyłem się gromadzić wściekłość i zamieniać ją na naukę. 
Nie nauczyłem się jednego.. a pisałem o tym na początku bloga. Nie nauczyłem się jak pozbyć się naiwności.
I to wszystko w 2 dni. 
Widzicie ? Są takie czynniki, które potrafią ustawić myślenie na racjonalne tory (czyli skurwysyństwo, bez kolorów). Są te czynniki, które powodują, że świat nie zasługuje na te kolory. 
Są te czynniki, których nie zrozumiem. 
A za tymi czynnikami stoi mój największy nieprzyjaciel - los. 
Mógłbym pisać tego posta bez końca (może nauczyłem się długo pisać posty?) ale gdybym pisał go bez końca, to kto by go zobaczył? No ale w nim nie ma nic wnoszącego, nie ma nic co uratuje wam życie, zmieni wasze poglądu. Tu nie ma nic, to tylko słowa. Moje słowa, o tym co mam w głowie. Post jest chaotyczny, widocznie w głowie mej jest chaos. I nie dziwie się temu chaosowi. Dziwie się skąd on się wziął.. w przeciągu tych dwóch dni.

niedziela, 27 listopada 2011

I came to play!



Stałe bywalce pewnie zauważyli, że wygląd bloga powrócił do stanu z początku, tylko został nie co upiększony. 
co? taki kaprys mam? otóż nie.

Po co przywróciłem stary gimmick? No? Pomyśl. Po co powstał ten blog? Miałem dużo myśli do przelania na 'papier' (a raczej cyberpapier). Właściwie to blog powstał do moich badań nad życiem. Jak już pewnie oczytani weterani mojego blogaska zauważyli nie zawsze tak było. Często pisałem o moich osobistych porażkach, czasem o lepszych dniach. Ale to nie tak miało być - ja tu miałem badać życie. Co prawda będę pisał o moich osobistych przeżyciach no ale... nie 10 postów bez filozofii pod rząd. Dlatego blog wraca na filozoficzne tory.

Żeby było milej od tej pory bd oddzielał filozofie od osobistych spraw - czyli powstanie karta z jakąś fajową nazwą o moich przeżyciach i przekazach do konkretnych osób. Skoro wracam do formy wypadałoby coś rozwiązać. 

Kolejne rozkminy wkrótce.. ;>

She - epilog i prolog.

Jako że mój poprzedni post jest nie wyjaśniony do końca i wzbudza kontrowersje wśród hejterów chciałbym wyjaśnić sprawę epilogu pewnego rozdziału oraz prologu nowego.

Epilog wygląda tak, że to co mnie tak bolało w końcu minęło. Nie tak jak wcześniej sobie to wyobrażałem ale jest dobrze. Czuje się jakbym zrzucił 10 kg smutku z siebie. Zamykam ciekawy rozdział, przepełniony nieodwzajemnioną miłością, manipulacją, bólem i smutkiem. A końcu tego epizodu towarzyszą uczucia jak szczęście, zrozumienie i wyjaśnienie na to co było niezrozumiałe.

Prolog nowego rozdziału wygląda tak, że zrodziło się coś nowego, rozumiecie. Coś się kończy, coś zaczyna. 
Czuje się jakbym przytył o 20 kg szczęścia, wbrew temu co myślą hejterzy to nie jest forma lekarstwa na przeszłość - przykro mi, jesteś w błędzie - to forma zrozumienia życia. Zrozumiałem, że życia nie da się zrozumieć, bo gdybym je zrozumiał moje życie stałoby się nieciekawe. Bo to co niezrozumiałe przyciąga uwagę, prawda? Otwieram więc nowy rozdział.

 Tak daleko szukałem tego co było blisko. ;)


sobota, 26 listopada 2011

She ;)

25.11.11.


Ranek - 0 planów. Jadę do szkoły. Spotykam kolegę, idziemy na stare. Godzina 10:00. Jest nam wesoło z powodu czegoś rozweselającego. Rozstanie. Wesoła droga ze starówki na młyńską. Boję się o swoje życie w tym stanie. Godzina 11:20. Jestem w szkole, sztuki walki. Wesoło jest.
Godzina 12:25, angielski. Zamulam.
Godzina 13:15...
Time to play the gaaame!
Godzina 14 - spotykam punków! Szybka akcja, coś się dzieje! Bang! Ognisko nad zalewem - cool! Tego mi było trzeba.
Godzina 15:15 - lekcja w muzkyka, prośba o wcześniejsze wyjście zakończona powodzeniem. Wyszedłem od razu!


No ale o czym ja tu mówie? Myślicie, że jestem teraz taki szczęśliwy przez te czynniki? WRONG!
Godzina 16 - ognisko. To co bolało mnie wcześniej poszło w zapomnienie (dzięki Bogu).
Ognisko płonie, jest nas czwórka. Ja, Czarny, Jacu i.. i Ola.


Godzina 16:30. Mało nas.. trzeba ogarnąć więcej ludzi. Przy ognisku zostałem tylko Ja i.. Ola.


Myślicie że do tej pory w/w czynniki mogły oddziaływać na moją radość i szczęście? WRONG. Szczęście zaczyna się od... 16:31.


Rozmowa, ciepło z ogniska, dobra muzyka, wino, las. Szczęście zaczęło się rodzić. ;) Co raz milej, co raz milej, co raz milej.


Wczoraj zrozumiałem, że życie to pasmo niespodzianek. Czasem złych a czasami naprawdę świetnych!
Wczorajsza spontaniczna niespodzianka była prześwietna! ;)
Jesteśmy tacy podobni, Ja i Ty, Ty i Ja. My. Jesteśmy podobni, i co raz mocniej odkrywamy w sobie te podobieństwa. Szczęście. :)


poniedziałek, 21 listopada 2011

Idź z wiatrem w plecach, twarzą ku słońcu.

*** Uwaga! Poniższy tekst zawiera SPOILERY z filmu Blow (2001). Jeżeli chcesz obejrzeć ten film nie znając fabuły nie czytaj! Jeżeli chcesz poznać tę historię i zobaczyć jak jest podobna do mojej.. przeczytaj.
Ogólnie to polecam ten film, ocena 8/10. (Gorszy niż Wrogowie Publiczni (10/10), również z Johnnym Deepem, a motyw jest baaardzo podobny.)


Ostatnio oglądałem film 'Blow' z Johnnym Deepem. Opowiada on o George'u Jungu (na faktach autentycznych). Był to człowiek, który w latach 70 był odpowiedzialny za wprowadzenie kokainy do rynku narkotykowego. Na narkotykach zarobił około 90 mln dolarów. Miał wszystko, żone.. córkę. Kochającego Ojca, który był jego bohaterem. W dziecinstwie Jung jeździł ze swoim ojcem do pracy, spędzał z nim mnóstwo czasu, przed narodzinami jego córki był on najważniejszą osobą, po narodzinach córki był drugą osobą.
Jung handlował na początku Marihuaną w Kalifornii, na czym zarobił spore pieniądze ale w końcu wpadł z 300 kg marihuany. Podczas odsiadki poznał Diego, który wprowadził go w kokainę. Wówczas poznał swą żonę i narodziła mu sie córka. George'a złapano (właściwie to przez jego żonę), było mu dane po raz pierwszy stracić najważniejszą osobę w życiu - córkę. Gdy wyszedł, jego żona miała już innego, jego córka traktowała go jak obcego. Jednak jego miłość do niej nie pozwoliła mu się poddać. Odzyskał zaufanie w niej.
Jego słowa jakie najbardziej zapadły mi w pamięci to słowa skierowane do córki:


"Jesteś moim serduszkiem. Czy mógłbym żyć bez serca?"


Córka marzyła o Kalifornii, zatem George postanowił, że spełni jej marzenie. Nie miał jednak pieniędzy więc postanowił na jeden raz wrócić do fachu, zarobić kasę i zabrać córkę do Kalifornii.


 'Czekaj o mnie w czwartek, po szkole. Przyjadę po Ciebie i razem polecimy do słonecznej Kalifornii'


George wpadł. Zdradził go najlepszy przyjaciel, wspólnik. Wydał go policji. Córka czekała i.. zawiodła się.
Gdy George był w więzieniu nagrał wiadomość dla Ojca, mówiąc o jego upadkach, o wzlotach. O tym, że żałuje tego wszystkiego. Wyspowiadał mu się, chciał aby najważniejsza dla niego osoba mu wybaczyła ale wie, że ona mu nie ufa.
Na ostatnim widzeniu z ukochaną córką, ta mu powiedziała:


'Żyjesz bez serca.'


George Jung do 2015 r odbywa karę. Wyjdzie gdy będzie miał 72 lata. Do tej pory nie widział się z córką.




Film jest o narkomanie ale gdyby motyw z narkotykami zastąpić zbyt wielką pewnością siebie i egoizmem wyszłoby moje życie.


Jesteśmy podobni, Ja i George. Obaj chcieliśmy znaleźć szczęście a straciliśmy najważniejsze osoby.
Jesteśmy podobni, bo on odbywa karę bez najukochańszej osoby i ja też.
Jesteśmy podobni, bo on stracił zaufanie u tej osoby i ja też.
Jesteśmy podobni, bo on żyje bez serca... i ja też.




Blow na filmweb.


wtorek, 15 listopada 2011

O mnie, ciąg dalszy.

Szczerze to zazwyczaj staram się utożsamiać z danymi piosenkami, dla przykładu ostatnio utożsamiam się do Sum 41 - Fat Lip. Piosenka jest o młodych ludziach, którzy cieszą się zabawą, cenią przyjaciół ale zaznaczają że nie można na nich liczyć, bo oni sobie tego nie życzą. Chcą być całkowicie niezależni od innych. Czy ja taki chcę być?  To jest takie na rękę ale jeżeli chodzi o moją osobę to nie fair. Ja mogę liczyć na wspaniałe grono przyjaciół i chcę aby oni mogli liczyć na mnie.




( Don't count on me, to let you know when.
Don't count on me, I'll do it again.
Don't count on me, it's the point you're missing.
Don't count on me, cause I'm not listening. )


Tak jak wyżej, no. Często utożsamiałem się do Pyroxhywyghen -Another Me


I w tym czułem się dobry. Czułem się jak odmieniec, antychryst normalnego życia. Miałem swój świat, byłem inny niż przedtem. Byłem czarnym charakterem, że tak powiem. BadAssem, heelem. Miałem gdzieś ludzi, zależało mi tylko na najbliższym gronie przyjaciół. Dlaczego taki byłem? Potrzebowałem zmiany, bo byłem wściekły na siebie i ta wściekłość stworzyła taki zły odczyn we mnie. Pewnego dnia posłuchałem tej piosenki, przeczytałem tekst, zrozumiałem go i pomyślałem - to tekst o mnie. I tak była, ta piosenka dalej jest mi bliska ale tylko gdy jestem wściekły.






(Inny ja to coś czego nigdy nie będzie
Innego życia nigdy nie zobaczysz
Kolejny dzień to jedyne o czym myślę
Jesteśmy równi kiedy czas ucieka
Inna pamięć, tak mi się wydaje
W życiu długa gra monopolu


Chcę zaryzykować innego zadania!
Nie będę tęsknić za inną matką!
Znajdę inną drogę
Niedługo pokażę inną szansę!
Równość- między mną a tobą!
Kolejna zmiana pozwalająca mi latać
Kolejny wypadek śmierci- Chcę umrzeć!)


Taki byłem. Coś z tego we mnie zostało. Nieco później na mój gimmick miały wpływ pewne osoby. Do tamtej pory byłem pod Another Me, chciałem się wyróżniać od innych swoją.. dziwacznością? Sposobem postrzegania świata, tak mi się wydaje. Ale minęło to gdy poznałem kogoś, kto zdawał się odmienić moje życie... i odmienił. Zwariowałem jak nigdy.. Byłem szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy, wydawałoby się, że też dawałem szczęście ale... w pewnym momencie chciałem dać tego szczęścia za dużo.. I zostało odrzucone.. i pozostał smutek.


Czułem się jakbym stał na dachu.. :




I znów się zmieniłem tym razem w dobrą stronę, z tym że za późno. Zostałem bardziej uczciwy wobec innych, przestałem myśleć o sobie, zacząłem troszczyć się o innych. Za jedną osobę w pewnym momencie byłbym gotów narazić życie ale co z tego.. ehh. W każdym razie za późno się zmieniłem na taki stan. I cholernie żałuje, cholernie cierpiałem z tego powodu i dalej cierpię, chciałbym jakoś złagodzić ten konflikt.
Moja wina, może zostanie mi odpuszczona, bo... Jesteś człowiekiem... potrafisz wybaczać, czy wybaczysz? Nie wiem.


Teraz jestem outsider'em. Tak jak Sum 41 - Fat Lip. Ale bycie outsider'em jest dla mnie stanem czekania na przejście w inny stan. Może wrócę do tego właściwego stanu gdy mi wybaczysz, a może wrócę do stanu 'Another Me' gdy nie będzie nadziei i gdy będę wściekły.


Może tak, może nie. Tyle ode mnie... na razie.

niedziela, 13 listopada 2011

Gdybyście zapomnieli... Karty na stół.

Jeżeli zapomnieliście kim jestem, nie poznaliście mnie, chcecie mnie poznać - napiszę teraz o sobie. O takim jakim widzę siebie z pierwszej osoby i z trzeciej.

Z trzeciej osoby - Okładka książki.. czy dobrej?

Jestem przeciętny wyglądem, nie uważam że jestem jakiś wyjątkowo przystojny, styl jaki preferuje to grunge połączony z punkiem (dla zielonych grunge - a'la Kurt Cobain, Punk - wiadomo). Tak, to jest mój wizualny styl. Koszule, Jeansy, trampki, ciężkie buty, old school ogółem. Jakie stwarzam wrażenie? Spokojnego człowieka, tak mi się zdaje. Tak mi mówili. Ale pierwsze wrażenie nigdy nie jest prawdziwe. Okazuje się, że jestem.. inny. Oczytany, kieruje się swoją filozofią. Osoby jakimi się inspiruje są tajemnicze, inteligentne (nie mylcie inteligencji z mądrością. Mądrość przejawia się poprzez wykute regułki z fizyki czy z biologii. Inteligencja to wykorzystanie tej mądrości w praktyce) czasem zabójcze, czasem dobre - czasem złe (Don Vito Corleone, Sam Fisher, Geralt z Rivii, Emiel Regis Rohellec Terzief Godefroy, Hannibal Lecter, Jack Sparrow i wielu innych) wszystkie łączą przedewszystkim spokój i opanowanie i inteligencja. Staram się wyciągać z nich to co mi potrzebne - od Vito Corleone uczę się inteligencji i wykorzystywania jej, od Sama Fishera tajemniczości, od wiedźmina Geralta postrzegania dobra i zła oraz przyjaźni, od Regisa spokoju, Hannibala opanowania, od Jacka Sparrowa luzu. To ciekawy sposób pobierania najlepszych cech ludzi do jednej osoby. Oczywiście nie będę tacy jak oni razem wzięci ale zawsze coś, nie?

Praktycznie 95 % mnie stanowi muzyka, dzień bez muzyki jest dniem straconym. Słucham muzyki gitarowej, do ulubionych zespołów należą Sum 41, Green Day, Nirvana, Bad Relligion, Rise against itp. Muzyka jest dla mnie jak podkład muzyczny w filmie. Na każdą okazje mam jakąś melodie.. zwłaszcza na smutne okazje, momenty.. a takich jest, hm.. sporo. Niestety.

Jaki jestem naprawdę?

 Tak naprawdę sam tego nie wiem. Ciągle staram się doskonalić. Na pewno jestem człowiekiem zbyt wrażliwym i to jest moja największa słabość. Jestem słaby na uczucia (co widać często w moich postach, ale 1000 odwiedzin świadczy o tym że podobają się wam, dzięki! ;> )
W tej wadzie mam jednego plusa - osiadłem tak w smutku, że nauczyłem sie z nim żyć. Wyciągać wnioski, i zamieniać je na dobre cechy. Tak nauczyłem się cierpliwości.

Co chciałbym w swoim życiu zmienić? Przeszłość, a właściwie ostatnie 3 miesiące. Zacząć je inaczej albo w ogóle zacząć je z innego miejsca.

Czego nienawidzę?

Gdy nie mogę dostać jednej szansy. Strasznie nędzne uczucie.

Tyle na razie ze mnie, wydaje mi się, że to jeszcze za mało o mnie. Będę kontynuował to, z pewnością.



Jestem też taki ^ zabawa przede wszystkim. :) Co ma być to będzie, niebo znajdę wszędzie.

czwartek, 10 listopada 2011

Przeznaczenie.

Skoro wszystko co mi nie wyszło zostało spieprzone przeze mnie to zadając sobie pytanie : Czy przeznaczenie istnieje? Odpowiadam... nie. Gdyby przeznaczenie istniało to dlaczego przeznaczeniem Hitlera było wymordowanie pół europy, człowieka rozumnego odkrycia ognia? Hitler był złym człowiekiem bo takim się narodził? Nie, on przeistoczył się w takiego człowieka jakim był, człowiek pierwotny po prostu szukał sposobu na ogrzanie się. 
Pytanie : do czego dążymy? Zakładając, że przeznaczenie istnieje mówię sobie ja: Aaa tam.. poczekam sobie na fotelu, wypije piwo, skoro jest mi przeznaczone być aktorem to nim będę. Źle. Jak nasze 'przeznaczenie', to co jest nam zapisane na końcu może przyjść gdy siedzimy na dupie i nic nie robimy? No właśnie. Weźmy takiego żula typowego. Miał on szansę kształcić się, mieć pracę ale nie skorzystał z niej. Może wcześniej było mu przeznaczone być mechanikiem, szefem firmy czy policjantem. Ale teraz jego przeznaczenie to żebranie, picie i cierpienie z samotności (na które de facto ma wyjebane). 

Dlatego przeznaczenia NIE MA. Jeżeli jest to sami je tworzymy. Ktoś mądry kiedyś powiedział : Każdy jest kowalem swojego losu. Przeznaczenie występuje w książkach filmach.. gdzie każdy bohater ma przeznaczenie - zwyciężyć nad złem, umrzeć za rodzine - te sprawy.. hm. A może nasze życie jest jednym wielkim filmem, opowieścią reżyserowanym bądź pisaną przez Boga.

Trzymajmy się tego : Przeznaczenia nie ma, sami je budujemy. Nic co może być nam przeznaczone samo do nas nie przyjdzie. My musimy je stworzyć poprzez nasze działania : naukę, życie towarzyskie, metody prób i błędów. Wiara w przeznaczenie zgubiła wielu - np żuli. 

Każdy jest kowalem swojego losu.


czwartek, 3 listopada 2011

Time to say goodbye!

Tutto Finito. Basta. Over. Koniec. Jakież to dziwne uczucie. Wystarczy sobie powiedzieć koniec i wyjaśnienia nagle same przychodzą do głowy. Gdy jest już raczej za późno.. na razie. Szkoda, że dopiero teraz zrozumiałem. Ja popełniałem błędy. Powinienem odpuścić wcześniej. Teraz jest za późno aby naprawiać cokolwiek. Bo nie jest mi dane aby cokolwiek naprawić. I teraz.. właśnie, szkoda że teraz.. KURWA!.. wiem
Ty idziesz w swoją stroną. Ja już Cię nie ścigam. Idę w swoją stronę. W swoim własnym gimmicku. W swoim własnym świecie. Tu Ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia. Kto wie? Może los kiedyś skrzyżuje jeszcze nasze drogi, którymi teraz zmierzamy przed siebie. Może się wtedy miniemy, a może nie. Może się wtedy uśmiechniemy, a może desperacko wkurwimy. Jedno jest pewne, ten czas nadejdzie później.
Zrozumiałem, za późno ale zrozumiałem swój błąd. Wiem, że mi nie wybaczysz. Nie teraz. 
Moja wina. Tylko moja. Jaki mamy czas?

Czas, by powiedzieć.. do widzenia. 




                                              Koniec kolejnego rozdziału.
                   Zostawiam dla niego puste kartki.
                       Aby móc kiedyś coś do niego
                                        dopisać.

Czas wrócić.. do realności. Wyjść z marzeń. Mimo, że wiem że mi nie wybaczysz - wybacz. Mimo, że wiem, że taki skurwysyn jak ja nie zasługuje - wybacz.
Mimo, że wiem, że takiego skurwysyna jak ja nie chcesz znać - wybacz. Ale ten skurwysyn nie żyje. Narodził się nowy. Bogatszy o błędy, których nigdy nie popełni. Człowiek, któremu bardzo na Tobie zależało, tak bardzo, że w całej tej historii sam wykopał sobie grób. 

Bo człowiek, który zbyt wiele chce od życia ryzykuje, że straci absolutnie wszystko....
Z drugiej strony, człowiek który nic nie chce od życia, może absolutnie nic nie dostać..


                                                             Time to say goodbye.

poniedziałek, 31 października 2011

Lithium

Jestem już zmęczony tym! I wiem, że Ty też. Ale wystarczyłaby tylko jedna rozmowa i tego zmęczenia by nie było. W pozytywnym czy też w znaczeniu tego słowa jak nicość. Jestem tykającą bombą zegarową. Boli mnie to jak drzazga w sercu, że traktujesz mnie jak ścierwo, błoto, powietrze. Bo nagle mnie znienawidziłaś, za słowa prawdy. Boli, że nie dajesz mi dojść do słowa, nie dajesz mi szansy na wyjaśnienie tego. To mnie wręcz zabija. A nawet gdyby mnie to zabiło to co... ehh. Boli mnie to, że toczy się to tak a nie inaczej. Piszę to jednym tchem, wolałbym przemyśleć każde słowo ale pisze to co mam w środku, bez większej poezji.
Zostałem zdany na siebie, wedle Twego życzenia. Chciałbym aby potoczyło się to w ten sposób jaki sobie kiedyś wymarzyliśmy, z tym że bez szybkiego zmieniania zdań. Pytam więc kogoś kto zna odpowiedź na te wszystkie pytania: Dlaczego tak mną pomiatasz? Dlaczego od 3 lat jest to samo? Gdy trzymam już blisko swoje marzenia dlaczego pozwalasz im odchodzić?! Ile ta kara ma potrwać?!
Jaka jest cena za tę karę? Serce ma mi się całkowicie przepołowić czy co? Ale nie winię Cię, bo przecież kochasz cały Twój lud. I chcesz dlań dobrze. Skoro to nie mój czas aby było dobrze to poczekam, aż to wszystko...


... dorośnie. Zależy mi na tym aby Ciebie mieć to nie to samo co zależy mi na Tobie. A zależy mi na Tobie. Szkoda, że sądzisz inaczej.


Boże.. Pragnę.

sobota, 29 października 2011

Immune to fear

* jest to rozszerzony post z phbloga.

Odporny na strach. Tak, to ja. Zdolny skoczyć za Tobą w przepaść, bezgraniczna otchłań. A boi się jednego. Twego braku, trwającego już od kilku tygodni (a wydaje się jakby to ciągnęło się latami), mający nadzieje, że to nie potrwa wiecznie... Choroba, Armageddon to nic w porównaniu z bólem jaki przynosi uczucie, że to spieprzyłem. Że teraz jestem sam.. A mogło być tak pięknie. Może być tak pięknie.. Jak długo będę sam? Czuje się jak antychryst normalnego życia, podchodzę doń oportunistycznie, za każdym razem chcę aby się tym nie przejmować, rzucić to ale nie mogę! Nie potrafię! Coś mnie podnosi gdy upadam i karze iść dalej, nie pozwala się poddawać. Mimo tego, że cierpię przez tę drogę - pokonuje ją. Co się stanie gdy ją pokonam? Co zobaczę? Pustynie? Pusty pokój? Czy piękny krajobraz, dom nad oceanem gdzie miałaś co wieczór spacerować na plaży? Dlaczego w snach jesteś taką jaką byłaś miesiąc temu, a w realnym świecie nie okazujesz mi litości? Dlaczego te światy nie mogą zamienić się tym dobrem i złem? Jesteś lekarstwem na tę chorobę, zbawieniem dla mojego wewnętrznego armageddonu. Jesteś.. ale nie ma Ciebie.. Gdzie byłem, gdy byłaś? Gdzie będę, gdy będziesz? Będę stał, z wyciągniętymi rękoma. Czy wyciągniesz do mnie ręce? Kiedy będziesz? Za tydzień? miesiąc? Nie daj Boże rok? Ile jeszcze będzie trwać
kara, te cierpienie, Twój brak... Te fatum!

Gdybym mógł zacząć jeszcze raz, milion mil stąd, zadbałbym o siebie, znalazłbym drogę. Zrobiłbym wszystko aby dzisiaj, 29.10.2011 nie czuł się samotny. Ale robiłbym to tak abyś była szczęśliwa. I gdybym dostał jeszcze jedną szansę... zrobię wszystko abyś była szczęśliwa.

wtorek, 18 października 2011

Wino, Kobiety i Śpiew.

Dzisiaj w końcu poczułem wolność, niezależność, neutralność. Byłem w końcu sobą! Hell Yeaw! Nikomu nie musiałem się przypodobać! Chodziłem w swoim starym 'gimmicku'! W gimmicku antychrysta normalnego życia! I tak postaram się trzymać! Wolny jak ptak, antychryst normalnego życia. Z przyjaciółmi, z najbliższymi, z winem, ze śpiewem, kobiety też były. Z wolnością!


YOU THINK YOU KNOW ME!

poniedziałek, 17 października 2011

Efekt Uboczny.

Generalna zmiana nastroju, ustroju, sposobu bycia, biernego uczenia się z błędów... własnych błędów.
Co z tego, że po raz n-ty poniosłem porażkę? Właśnie.. chyba nic, bo.. czuje się co najmniej.. dobrze. Jest mi dobrze, bo przegrałem. Nie tego chciałem, chciałem wygrać ale nie sam. Może więc wygrałem ale.. sam. Dla siebie. Wiem jedno - nie poddałem się, to najważniejsze. Walczyłem do końca. Czy to koniec tej historii czy nie, nie dbam o to. W każdym razie walczyłem do momentu kulminacyjnego, przegrałem przez własną głupotę, w tym całym wyścigu strzeliłem sobie w łeb. Wiem czego nie robić. Wiem komu mogę ufać. Wiem kto mi ufa. Nie wiem dlaczego mi nie ufasz ale.. 


To jeszcze nie koniec, to zatrzymanie tak jakby naszego wspólnego zegarka. On teraz się kurzy, siedzi w czarnej dupie. Czy któreś z nas dba o niego ? Nie teraz. Kiedyś któreś z nas się może opamięta i zaczniemy od początku. Ale nie dziś i na pewno nie jutro. 
Va Fail.

Nie udało mi się wrócić do odwzajemnionej miłości ale udało mi się doznać przyjaźni. Taki.. bardzo przyjemny Efekt uboczny. :)

środa, 12 października 2011

Tedd deiraedh

Błędy też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci. I nigdy nie winię za nie innych.





niedziela, 9 października 2011

Rytuna

Niedziela jak zwykle rutynowa. Kac-kupa, robota, picie, puzon, spanie.
Poniedziałek pewnie też. Kac-kupa, szkoła, próba otrzymania wyjaśnień na to co niewyjaśnione.
Wtorek? Tamten był najmniej rutynowy, miał być wyjątkowy. Był w sumie. Znowu będę czekał na wyjaśnienie tego co nie wyjaśnione.
Środę rozpocznę pewnie wstając do góry dupą. Chciałbym znać odpowiedzi na te wszystkie chędożone pytania. Na tą zagadkę, jaką jesteś.
Czwartek? Ładnie się ubiorę, wypije dar Daltona, proroka Ja-Bola. Postaram się zapomnieć o tej rutynie, uwzględniając ją.
Piątek? Kac-kupa, szkoła, szkoła muzyczna (wcześniejsze dni też). Msza, picie, chlanie, tanie wino i pianino. Postaram się zapomnieć. Ale nie dam rady. A może już nie będę potrzebował zapomnieć?
Sobota? Kac-kupa, spotkanie z przyjaciółmi... i tak do soboty..

czwartek, 6 października 2011

just gotta let it go.

Ten, no. hmm. kiedy wyglądam dobrze...? jak jestem szczery? czy jak udaję, że nie jestem szczery ale staram się być szczery, tudzież w głębi serca Jestem kuhwa szczery.... ?
Sprawdziłem to - wyszedłem z ciała, odtworzyłem tamten moment. Spojrzałem na siebie, spojrzałem na Ciebie. 
Czy chciałem zadać Ci ból? Szczerością? Nie. W pewnym momencie człowiek jest już na tyle dorosły, że odróżnia szczerość (wbrew pozorom dobro), od kłamstwa (zło, no chyba że wolisz żyć w kłamstwie i jest z tym Ci dobrze.)
Staram się nie popełniać tych samych błędów, więc nie okłamałem Cię, nie chciałem dla Ciebie niczego złego. Chciałem dobrze, wyszło źle. Ale nie obwiniam Ciebie.. jak to możliwe, że nie obwiniam Ciebie ? 

W tym momencie znów wyszedłem w OOBE, wyszedłem z ciała. Wyobraźnią  cofnąłem się do tamtego momentu, wiesz, na ławce. Tam gdzie się poznaliśmy. Nie musiałem długo czekać aby z trzeciej osoby zobaczyć kto tu popełnił błąd.. błąd? nie, nie nazwałbym tego błędem. niczego nie żałuje. Ale Moja obecność chyba Cię nie wiem.. zraniła? Mogłem nie podchodzić, faktycznie. Mogłem to zrobić wcześniej ale sama rozumiesz, fatum.

To nie Twoja wina, nie potrzebnie wpieprzyłem Ci się w życie... ale zaraz, wpieprzyłem się ? bo chyba nie przeszkadzało Ci to, wręcz przeciwnie. Do czasu aż specjalnie z moich butów odkleiło się błoto. 
Czyli tak, to moja wina. I wiem, że tak myślisz. dobrze, że tak myślisz. 

Ale co z tego, po co ja to piszę? nie wiem. Nie ma w sumie tego złego co by na dobre nie wyszło. Znalazłem tak jakby nową rodzinę. :) Przyjaciół. Teraz gdy czuję się jakbym nie miał nóg oni pomogą mi przejść w bezpieczne miejsce. 

Podobno nic nie trwa wiecznie. A do wieczności jeszcze daleko. To chyba jeszcze nie koniec...

i będę, bo zawsze chciałem być. Przeżyję, bo zawsze chciałem żyć.
A co ze mną? Ciągle tu stoję. Bo to jeszcze nie koniec. 

wtorek, 4 października 2011

Zaryzykowałem.

Zaryzykowałem, wyznałem. Czy to pomogło? Czy warto było? Czuję się jakbym zrzucił z siebie jakąś energię, coś co ciążyło na mnie. Co było mi ciężarem, a teraz... teraz ten ciężar ciąży też na Tobie. Sprawiłem Ci chaos w Twoim własnym świecie, a chciałem go uczynić w końcu poukładanym. Chciałem aby już wszystko było tak jak ja bym tego chciał.. a może nawet jak my byśmy chcieli.

To nie wina czasu, to nie Twoja wina. To moja. Mogłem pojawić się wcześniej. Zakochać się wcześniej.

Zaryzykowałem. Nie usłyszałem dokładnego 'zostańmy przyjaciółmi', które sprawiłoby, że schowałbym się w moim własnym świecie i nikt by mnie przez najbliższy czas nie widział.
Nie usłyszałem też tego samego, co ja powiedziałem. I tego najbardziej żałuję. To moja wina.

Moja wina. Zależy mi na Tobie.

niedziela, 2 października 2011

Racjonalnie.

Żyjemy w marzeniach, tam ta ra dam. Optymistycznie, szczerze mówiąc. Oszukujemy samych siebie twierdząc, że w 100 % będzie jutro lepiej. Skoro cały czas marzymy to kiedyś marzenia pękną. Co wtedy nastaje? Coś co sprawia, że nagle racjonalnie myślimy - smutek. Wtedy robimy sobie racjonalne podsumowanie, przyszłościowe myśli które wydają się pewne nagle wracają. Myślimy prawdziwie, nie marzymy tylko wyciągamy wnioski patrząc z przeszłości w przeszłość. Nie, nie jestem emo. Ale czasem gdy chcę być sam jest mi lepiej.. ale tylko czasami.

Czemu tak wywyższam smutek? Bo dawno nie zaznałem szczęścia i ...jak zwykle nie zależy to ode mnie.
Modlę się co dzień, abym wreszcie dorwał szczęście w swoje ręce, abym mógł się postarać aby jej nie stracić.


Szczęście jest tylko napisane w rodzaju nijakim. Niepotrzebnie. Gdybym układał słownik, nazwałbym je Twoim imieniem.




I need some sleep..

piątek, 30 września 2011

Fatum

                                                                 List do Miłości


Od 3 lat prześladuje mnie swego rodzaju fatum. Nic nie jest proste, przez ten czas mam cały czas pod górkę.
Czuję się jak Syzyf toczący kamień na górę, który ma zaraz spaść. Do tej pory gdy szukałem czegoś co daje szczęście i to znalazłem to albo ktoś inny mi to odbierał albo to nie było mi pisane. Teraz znów tak jest i marzę o tym abym wreszcie dopadł To czego tak pragnę, o co się modlę. Tylko o to się modle, nic więcej mi nie trzeba. Ktoś to w końcu doceni? Ktoś to w końcu zauważy?
A teraz? Gdy jest tak blisko? Gdy czuję, że moje marzenie jest na wyciągnięcie ręki.. ono chyba nie chce wyciągnąć własnej ręki aby mnie złapać i być. A może chce? A może nie chce? Chce ? Nie chce?

Chcesz? Nie chcesz? Ja marzę. Oby Ci nie zbrakło czasu... bo cierpliwości się jeszcze nie nauczyłem. To nie jest coś, czego nauczę się z moich błędów.


                                                                                                 Pragnę. Marzę.
                                                                    Patryk.



wtorek, 27 września 2011

Casting Crowns- Prodigal

Żyjąc samotnie, myśląc tylko o sobie,
Zamek z piasku, tymczasowe bogactwo
Mury zapadają się , burze pochłonięte przez nie
łzy wypełniły moje oczy, jestem tu ponownie...

__________________________________

Egoista, skupiający się na sobie, grzesznik. Bohater ów piosenki.
Jest uradowany bo zbudował wymarzony dla siebie zamek z piasku, 

jego bogactwo. jednak przepełniony egoizmem zapomniał o jednym - że to piasek.
przy najbliższej burzy szlag jasny trafi jego dzieło. zaczyna się ból.

__________________________________

A ja trzymałem się tak najdłużej jak mogę
teraz odrzucam to i wyciągam swe ręce
Tato, jestem tu znów, czy dziś wieczorem przyjmiesz mnie z powrotem?
Odszedłem i uczyniłem świat swym przyjacielem a on oschle i z wyższością opuścił mnie
Wyciągnąłem z błota Twe imię ponownie



_________________________________ 


Nie poddawał się, jednak w pewnym momencie porzucił swe dzieło. Zostawił je, wrócił do
rzeczywistości.
Do domu, przemyślał swoje błędy - już nigdy nie będę egoistą, nie będę wymagał od świata by mnie kochał bo nie

zasłużyłem na to.
Leżąc już w tym błocie przypomniał sobie imię, zobaczył obraz. ocknął się, czemu wcześniej tego nie zrobił? 


_________________________________


Lecz Ty najpierw znalazłeś mnie tam
Nie jestem wart tego by nazywać się Twoim synem
Czy to mój koniec?
Tato, tutaj jestem
jestem tu ponownie.....



_________________________________


Bo wspomnienia dopadły go pierwsze. 
Zgrzeszył, okazuje swą egoistyczna niższość. 
Nie widzi, nikt go nie widzi, świat chyba o nim zapomniał. Tak mu się
wydaje.


_________________________________


Przeklinam słońce tego ranka, które oślepia mnie kolejnego dnia
będącego zbiorem tego, co wysiałem, podtrzymaniem mojej winy
witam w moim świecie,w życiu, które sobie stworzyłem
gdzie jednego dnia jest się księciem, a następnego niewolnikiem....



_________________________________


Nienawidzi tego, że budzi się ciągle jako egoista, że słońce nie daje mu zapomnieć tej plaży
tego zamku, jego dzieła, które de facto nie jest szczytem kogokolwiek ambicji.
Teraz zrozumiał, że żył w iluzji. We własnym świecie, pogodził się z tym. 
Zrozumiał, że fajniejsze wcale nie znaczy lepsze, że bycie księciem w swoim świecie trwa do czasu
aż zatęskni się za kimś kogo kochamy z tego normalnego świata... a wtedy może być za późno.






Interpretacje, cz. I 
Dla Pieguska.

piątek, 23 września 2011

Perfect picture of a perfect place.

Motywacja. Coś (a raczej ktoś?) mnie motywuje do doskonalenia się. Chcę być lepszym człowiekiem aby komuś się lepiej żyło aby nigdy się ten ktoś nie zawiódł. Najlepszą motywacją jest więc... troskliwość.
Gdy chcemy zaopiekować się kimś, kiedy łapie nas poczucie, że bez nas ktoś mnie potrzebuje, nic lepiej nie motywuje do działań nad samym sobą.

Troskliwość, jedno z najbardziej zapominanych słów w tych czasach, a jednak.. warto. ;)

czwartek, 22 września 2011

Gdy psują się słuchawki.

Ile to słuchawek już wymieniłem... na każdy telefon przypadło mi chyba z 6 par. 6x4? Jezusie ze Świebodzina...

No i jestem w dupie - nie mam słuchawek. Nie mogę sobie posłuchać muzyki. ;( A co za tym idzie? Schnę. Muzyka jest dla mnie jak woda. Bez muzyki nie da się żyć. Praktycznie w każdej sytuacji coś mi gra. I to podnosi mnie na duchu, dodaje emocji (zależy od piosenki np. Mafia II - Emotional Soundtrack).
Muzyka jest mową duszy.

Ale nie tylko o tym chciałbym napisać. Mam ochotę coś rozkminić. Padło na niepewność. Z racji tego, że ostatnio żyję na krawędzi to żyję i w niepewności. Zresztą z tego co widzę to nie tylko ja. Jak z tym walczyć? Niepewność = Niewiedza. A niewiedza to nie jest wyjaśnienie do tego czego się nie wie. Gdy się nie wie, nie jest się pewnym warto zasięgnąć porady.
Kiedy więc dotyka nas niepewność.. trzeba się upewnić. Zapytać, poprosić, wyznać coś. Są wzloty i upadki. Raz nasza niepewność zamieni się w radość, raz w smutek, żal, emocjonalny dół.
Ja żyję w niepewności. Coś mnie trapi. Jednak wolę z tym poczekać do momentu kiedy będę pewny, że mogę zapytać/poprosić/wyznać.. coś.


Piegusku, a Ty? Żyjesz w niepewności? 

środa, 21 września 2011

'Miłość jest przereklamowana'

Miłość jest przereklamowana, miłość jest fuj, jest blee, nie warto kochać. Gówno gówno gówno! Bzdury!
Jeżeli tak mówisz to nigdy nie doświadczyłeś/aś miłości. I znowu staje nam na drodzę wielokrotnie wspominana rzecz : Iluzja. Skoro uważamy, że miłość jest przereklamowana to znaczy, że doświadczyliśmy każdego jej aspektu. Teraz pomyśl - doświadczyłeś/aś? Jeżeli coś jest przereklamowane to znaczy, że poznaliśmy to na wylot. Pytam - poznałeś/aś miłość na wylot? Odpowiedź jest jasna - nie!

Ja też nie poznałem. Ale staram się nie oszukiwać samego siebie, oddzielać iluzję. Nawet jakbym poznał miłość na wylot to jestem pewien, że nigdy na trzeźwo nie powiedziałbym, że jest przereklamowana.

z pozdrowieniami dla Pieguska ;)

sobota, 17 września 2011

I'm just sitting in my car and waiting for My...

dlaczego ludzie uciekają od problemów? tchórzostwo, inaczej nie da się tego nazwać. to jest logiczne. ale co jest nielogiczne? Uciekanie od naprawienia problemów. Lub po prostu czasem wystarczy się odwrócić i zobaczyć czy problem zniknął niż cały czas uciekać i uciekać. Niby te życie jest ciężkie ale jednak jak się siądzie i zacznie je rozkminiać to okazuje się łatwe.. i głupie. 
Pytam. Dlaczego uciekasz? Dlaczego... Ja nie ucieknę. Dlaczego Ty nie możesz się zatrzymać?

Chciałbym obudzić się kiedyś ze świadomością, że jednak wszystko jest proste i potrafi być przyjemne, miłe, kochane. Kiedyś ten dzień nadejdzie... ale kiedy? 

środa, 14 września 2011

Fajniejszy świat - sen.

Lubimy śnić, nie? Ja uwielbiam. Okazuje się, że podczas snu potrafimy wyczarować od 3 do 5 snów. ;) Ciężko je niestety spamiętać, dlatego ja prowadzę dziennik snów (który to w niedalekiej przyszłości bedzie prowadzony na moim blogu).

Najlepszymi rzeczami dla urozmaicenia snu to oczywiście LD i relaks/medytacja. Ale są jeszcze hipnagogi - moje ulubione. Co prawda opanowałem je po pijaku ale warto było. ^^

Otóż zanim zaśniemy (a przynajmniej ja), umysł wymyka się spod kontroli. Zaczyna sam narzucać jakieś myśli, czyjeś głosy, etc. To coś jak sen na jawie. Bo wtedy nie śpimy, a usypiamy. Przy dobrej fazie udało mi się zagrać w filmie Szybcy i Wściekli 6 ;]

Tyle na razie o hipnagogach. Pogadajmy o snach. Możemy je wykorzystać do samodoskonalenia się, ale tutaj trzeba dobrze opanować LD. Możemy popatrzeć na siebie z innej perspektywy albo sprawdzić jak mogą wyjść nasze plany. Lub być tam/z kimś czego nie możemy mieć lub z czego nie możemy się cieszyć..

Podsumowując. Sny i hipnagogi to świetna sprawa, polecam film ' Incepcja'. Czasem też mam uczucie jakbym nie chciał wyjść ze świata snu. Ale niestety, nic nie trwa wiecznie.. a już na pewno nie noc.

wtorek, 13 września 2011

Friend's a bullshit.

Tak, to gówno. Bo przyjaźń zawsze wychodzi na złym. Jest tylko prawdziwa przyjaźń. Tzn, może być tylko prawdziwa przyjaźń. I cieszę się, że mam takich prawdziwych przyjaciół. Pięciu najwspanialszych. Także Ave Michał, Ave Rysio, Ave Tomasz, Ave Kundzik, Ave Marcin. Ave wam!

To tak przy okazji. Chciałbym spojrzeć na siebie czyimiś oczami. Zostaje mi więc pójść pomedytować, przejść w OOBE i popatrzeć na samego siebie. Tak właśnie zrobię, bo mam wiele wad, które muszę wyeliminować.
To była wypowiedź Face'owa, wiem.

'Ale tak jak, po nocy cień tak za zlem idzie dobra cień.'

Czy mam ochotę cokolwiek rozkminić? Zastanowić się nad 'beznadziejnością życia' ? Otóż nie, bo życie nie jest beznadziejne. To ja jestem beznadziejny.

A może nie jestem? słowo beznadziejny zastąpie więc brakiem szczęscia, o. to będzie pasowało lepeij. nie jestem szczęśliwy.. ale jakoś mi z tym dobrze.

poniedziałek, 12 września 2011

Heel Turn.

Ze słownika wrestlefans.pl




Heel - Czarny charakter, który lamie zasady. 
Face - Człowiek o dobrym charakterze. Przestrzega zasad i jest dobry dla społeczeństwa.
Turn - Zmiana z heela w face'a i odwrotnie. 


Heel + Turn = ...


Do tej pory byłem facem. Byłem marzycielem, który nurkował w oceanie marzeń i sądzącym, że wypłynie w ręku z największym skarbem. Ktoś mnie oszukał... los? To raczej moja wina. Moja, bo chciałem taki być. 
I chyba czas to zmienić. Czas skończyć z marzeniami. Czas stać się racjonalnym. Myśleć racjonalnie. Marzyć racjonalnie.


Odrobina skurwysyństwa? Czy po prostu racjonalizm. 








friend is a bullshit...




Kiedyś wrócę do normalności. Ale to jeszcze daleka droga. Pozdrawiam :


- Bohaterki moich marzeń.
- Rzeczy Materialne moich marzeń.
- Rutynę moich marzeń.


Tor Zirreael.