The Best in the world

środa, 30 listopada 2011

Requiem

To był tylko dobry, długi, miły sen. A sny przecież czasem lubią się powtarzać. Gdy są momenty, w których ciężko zapomnieć o przeszłości zaśnij, obudź się i powiedz sobie - to tylko sen. Wstań, spróbuj przez pierwsze godziny tego dnia żyć rutynowo. Albo lepiej - tworzyć nową rutynę. To tak jakby zrobić sobie restart. Obudzić się ze snu jako nowo narodzony. Nie mówie oczywiście o tym, że zaraz mamy zrobić sobie operacje plastyczną twarzy. Mówie o zachowaniu. O nastawieniu się na wolność, radość z tego co mamy. 
A tego czego nie mamy.. przestańmy szukać na siłę. W końcu to samo przyjdzie, czasem w tych miejscach gdzie próbowaliśmy to znaleźć. 

Bierz ile możesz, nikomu nie oddawaj.


2 dni.

w odpowiedzi na Twój post...

Skoro czasem ludzie pojawiają się po to aby zniknąć, to jaki jest ich sens? Tak? Czy może pytasz o to czy nie ma sensu w tym co byłoby dalej?
Często podświadome tworzenie sensu istnienia niektórych osób bywa błędne.. ale często nie oznacza, że zawsze. Często jest większością, ile powtarzałem, że lepiej zaliczać się do mniejszości niż większości? Sugerując, że jesteśmy inni utożsamiasz się z tym czego jest więcej, z tym co może zdarzyć się częściej. Z tym często się nie łapiemy. Ale skoro już uważasz, że często ten sens jest błędny.. czy uważasz to za błąd? Nie mogę sobie tego wyobrazić. Przegraliśmy bitwę z czasem. Tak, bitwę - nie wojnę. Po za tym, szukasz sensu mojego pojawienia się nie zauważając, że cały ten świat, całe to życie jest pozbawione sensu. Bo sensem życia jest jego brak. Beztroska. Wszystko jest bez sensu, bo sensu nie ma. Przegraliśmy bitwę z czasem. Ale żadna sprawa nie jest przegrana jeżeli choć jeden głupiec o nią walczy. Czy wrócisz aby wyśmiać ze mną czas, ciesząc się z kolejnych dwóch dni, i kolejnych i kolejnych, zamieniając kalendarz na system dwu-dniowy? Tworząc nasz własny czas. Trwało to dwa dni. To się nie skończyło. Zrozumiałem to... zajęło mi to dwa dni.


czekam na odpowiedź.

wtorek, 29 listopada 2011

Historia innych ludzi.

Nie potrafię ułożyć moich myśli. Nie potrafię zrezygnować z tych myśli. Nie potrafię wracać na dno będąc prawie u szczytu. Syzyfowa praca? 
Jedno jest pewne, czasem możemy śmiać się co dzień z całego życia, a czasem na cieszenie się z tego życia wykorzystamy 2 dni. Wiesz, to taka historia innych ludzi. Innej dziewczyny, innego chłopaka. To taka historia gdy biegli do siebie tak szybko że się minęli. To taka niedokończona historia.. czego oczekuje w ciągu dalszym tej historii? Że przyjdzie taki moment gdzie za wrócą, zrobią po 3 kroki i staną w jednym, wspólnym punkcie. Premiera drugiej części tej historii może potrwać tak długo jak trwała pierwsza część, lub tak długo aż autor zapomni o nich i zostawi. Czasem 2 dni, czasem cały rok.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Tworząc przyszłość zamykając przeszłość

Gdy przychodzi czas by zamknąć pewne rozdziały przychodzi czas wyboru. Wyboru na to jak będzie wyglądać nasza przyszłość. Zamykając przeszłość grubą kreską, nie zawsze wiadomo w którym miejscu ta kreska ma leżeć. Jest ryzyko, zakład z losem. Potem popchnie Cię to albo w dobrą albo złą stronę. Czasen na szczyt albo czasem na dno. 
Skoro to przyszłość zależy ode mnie jestem odpowiedzialny jak świat będzie wyglądał za minute. Nie zawsze jest tak jak się wydaje że ten świat za minutę musi być dobry. Życie byłoby za proste, za trudne dla szczęściarzy, za proste dla tych na dnie. 
Okazuje się, że ze szczęściem trzeba się urodzić, chociaż tacy komicy jak Jim Carrey nie zawsze byli wesołkami. Z tego co mi wiadomo przeszli przez stan depresji, a teraz podbijają świat swoim śmiechem. 
Trzeba nauczyć śmiać się z życia. Nie w taki sposób jak Ci się wydaje. Trzeba kontrować życie śmiechem. Gdy los daje Ci kopy w dupe - wystaw mu się i powiedz : mam Cię w dupie, o losie.
Tak, wydaje mi się, że w ten sposób można wyjść z depresji i stać się wesołkiem. 
Swoją drogą napiłbym się ale to tak poza tematem. Czas jakoś się strasznie dłuży, piszę tego posta już godzinę... czas przyszedł i odszedł przez słowa. Nauczyłem się, że muszę się jeszcze dużo nauczyć. Że moja filozofia jest na marnym poziomie, nauczyłem się wchłaniać wiedzę, skupić się. Nauczyłem się tego w 2 dni. Okazuje się, że zrozumienie tego było prostsze od zrozumienia matmy, chemii czy biologii... czy tam chińskiego. 
Nauczyłem się zimna, nauczyłem się gromadzić wściekłość i zamieniać ją na naukę. 
Nie nauczyłem się jednego.. a pisałem o tym na początku bloga. Nie nauczyłem się jak pozbyć się naiwności.
I to wszystko w 2 dni. 
Widzicie ? Są takie czynniki, które potrafią ustawić myślenie na racjonalne tory (czyli skurwysyństwo, bez kolorów). Są te czynniki, które powodują, że świat nie zasługuje na te kolory. 
Są te czynniki, których nie zrozumiem. 
A za tymi czynnikami stoi mój największy nieprzyjaciel - los. 
Mógłbym pisać tego posta bez końca (może nauczyłem się długo pisać posty?) ale gdybym pisał go bez końca, to kto by go zobaczył? No ale w nim nie ma nic wnoszącego, nie ma nic co uratuje wam życie, zmieni wasze poglądu. Tu nie ma nic, to tylko słowa. Moje słowa, o tym co mam w głowie. Post jest chaotyczny, widocznie w głowie mej jest chaos. I nie dziwie się temu chaosowi. Dziwie się skąd on się wziął.. w przeciągu tych dwóch dni.

niedziela, 27 listopada 2011

I came to play!



Stałe bywalce pewnie zauważyli, że wygląd bloga powrócił do stanu z początku, tylko został nie co upiększony. 
co? taki kaprys mam? otóż nie.

Po co przywróciłem stary gimmick? No? Pomyśl. Po co powstał ten blog? Miałem dużo myśli do przelania na 'papier' (a raczej cyberpapier). Właściwie to blog powstał do moich badań nad życiem. Jak już pewnie oczytani weterani mojego blogaska zauważyli nie zawsze tak było. Często pisałem o moich osobistych porażkach, czasem o lepszych dniach. Ale to nie tak miało być - ja tu miałem badać życie. Co prawda będę pisał o moich osobistych przeżyciach no ale... nie 10 postów bez filozofii pod rząd. Dlatego blog wraca na filozoficzne tory.

Żeby było milej od tej pory bd oddzielał filozofie od osobistych spraw - czyli powstanie karta z jakąś fajową nazwą o moich przeżyciach i przekazach do konkretnych osób. Skoro wracam do formy wypadałoby coś rozwiązać. 

Kolejne rozkminy wkrótce.. ;>

She - epilog i prolog.

Jako że mój poprzedni post jest nie wyjaśniony do końca i wzbudza kontrowersje wśród hejterów chciałbym wyjaśnić sprawę epilogu pewnego rozdziału oraz prologu nowego.

Epilog wygląda tak, że to co mnie tak bolało w końcu minęło. Nie tak jak wcześniej sobie to wyobrażałem ale jest dobrze. Czuje się jakbym zrzucił 10 kg smutku z siebie. Zamykam ciekawy rozdział, przepełniony nieodwzajemnioną miłością, manipulacją, bólem i smutkiem. A końcu tego epizodu towarzyszą uczucia jak szczęście, zrozumienie i wyjaśnienie na to co było niezrozumiałe.

Prolog nowego rozdziału wygląda tak, że zrodziło się coś nowego, rozumiecie. Coś się kończy, coś zaczyna. 
Czuje się jakbym przytył o 20 kg szczęścia, wbrew temu co myślą hejterzy to nie jest forma lekarstwa na przeszłość - przykro mi, jesteś w błędzie - to forma zrozumienia życia. Zrozumiałem, że życia nie da się zrozumieć, bo gdybym je zrozumiał moje życie stałoby się nieciekawe. Bo to co niezrozumiałe przyciąga uwagę, prawda? Otwieram więc nowy rozdział.

 Tak daleko szukałem tego co było blisko. ;)


sobota, 26 listopada 2011

She ;)

25.11.11.


Ranek - 0 planów. Jadę do szkoły. Spotykam kolegę, idziemy na stare. Godzina 10:00. Jest nam wesoło z powodu czegoś rozweselającego. Rozstanie. Wesoła droga ze starówki na młyńską. Boję się o swoje życie w tym stanie. Godzina 11:20. Jestem w szkole, sztuki walki. Wesoło jest.
Godzina 12:25, angielski. Zamulam.
Godzina 13:15...
Time to play the gaaame!
Godzina 14 - spotykam punków! Szybka akcja, coś się dzieje! Bang! Ognisko nad zalewem - cool! Tego mi było trzeba.
Godzina 15:15 - lekcja w muzkyka, prośba o wcześniejsze wyjście zakończona powodzeniem. Wyszedłem od razu!


No ale o czym ja tu mówie? Myślicie, że jestem teraz taki szczęśliwy przez te czynniki? WRONG!
Godzina 16 - ognisko. To co bolało mnie wcześniej poszło w zapomnienie (dzięki Bogu).
Ognisko płonie, jest nas czwórka. Ja, Czarny, Jacu i.. i Ola.


Godzina 16:30. Mało nas.. trzeba ogarnąć więcej ludzi. Przy ognisku zostałem tylko Ja i.. Ola.


Myślicie że do tej pory w/w czynniki mogły oddziaływać na moją radość i szczęście? WRONG. Szczęście zaczyna się od... 16:31.


Rozmowa, ciepło z ogniska, dobra muzyka, wino, las. Szczęście zaczęło się rodzić. ;) Co raz milej, co raz milej, co raz milej.


Wczoraj zrozumiałem, że życie to pasmo niespodzianek. Czasem złych a czasami naprawdę świetnych!
Wczorajsza spontaniczna niespodzianka była prześwietna! ;)
Jesteśmy tacy podobni, Ja i Ty, Ty i Ja. My. Jesteśmy podobni, i co raz mocniej odkrywamy w sobie te podobieństwa. Szczęście. :)


poniedziałek, 21 listopada 2011

Idź z wiatrem w plecach, twarzą ku słońcu.

*** Uwaga! Poniższy tekst zawiera SPOILERY z filmu Blow (2001). Jeżeli chcesz obejrzeć ten film nie znając fabuły nie czytaj! Jeżeli chcesz poznać tę historię i zobaczyć jak jest podobna do mojej.. przeczytaj.
Ogólnie to polecam ten film, ocena 8/10. (Gorszy niż Wrogowie Publiczni (10/10), również z Johnnym Deepem, a motyw jest baaardzo podobny.)


Ostatnio oglądałem film 'Blow' z Johnnym Deepem. Opowiada on o George'u Jungu (na faktach autentycznych). Był to człowiek, który w latach 70 był odpowiedzialny za wprowadzenie kokainy do rynku narkotykowego. Na narkotykach zarobił około 90 mln dolarów. Miał wszystko, żone.. córkę. Kochającego Ojca, który był jego bohaterem. W dziecinstwie Jung jeździł ze swoim ojcem do pracy, spędzał z nim mnóstwo czasu, przed narodzinami jego córki był on najważniejszą osobą, po narodzinach córki był drugą osobą.
Jung handlował na początku Marihuaną w Kalifornii, na czym zarobił spore pieniądze ale w końcu wpadł z 300 kg marihuany. Podczas odsiadki poznał Diego, który wprowadził go w kokainę. Wówczas poznał swą żonę i narodziła mu sie córka. George'a złapano (właściwie to przez jego żonę), było mu dane po raz pierwszy stracić najważniejszą osobę w życiu - córkę. Gdy wyszedł, jego żona miała już innego, jego córka traktowała go jak obcego. Jednak jego miłość do niej nie pozwoliła mu się poddać. Odzyskał zaufanie w niej.
Jego słowa jakie najbardziej zapadły mi w pamięci to słowa skierowane do córki:


"Jesteś moim serduszkiem. Czy mógłbym żyć bez serca?"


Córka marzyła o Kalifornii, zatem George postanowił, że spełni jej marzenie. Nie miał jednak pieniędzy więc postanowił na jeden raz wrócić do fachu, zarobić kasę i zabrać córkę do Kalifornii.


 'Czekaj o mnie w czwartek, po szkole. Przyjadę po Ciebie i razem polecimy do słonecznej Kalifornii'


George wpadł. Zdradził go najlepszy przyjaciel, wspólnik. Wydał go policji. Córka czekała i.. zawiodła się.
Gdy George był w więzieniu nagrał wiadomość dla Ojca, mówiąc o jego upadkach, o wzlotach. O tym, że żałuje tego wszystkiego. Wyspowiadał mu się, chciał aby najważniejsza dla niego osoba mu wybaczyła ale wie, że ona mu nie ufa.
Na ostatnim widzeniu z ukochaną córką, ta mu powiedziała:


'Żyjesz bez serca.'


George Jung do 2015 r odbywa karę. Wyjdzie gdy będzie miał 72 lata. Do tej pory nie widział się z córką.




Film jest o narkomanie ale gdyby motyw z narkotykami zastąpić zbyt wielką pewnością siebie i egoizmem wyszłoby moje życie.


Jesteśmy podobni, Ja i George. Obaj chcieliśmy znaleźć szczęście a straciliśmy najważniejsze osoby.
Jesteśmy podobni, bo on odbywa karę bez najukochańszej osoby i ja też.
Jesteśmy podobni, bo on stracił zaufanie u tej osoby i ja też.
Jesteśmy podobni, bo on żyje bez serca... i ja też.




Blow na filmweb.


wtorek, 15 listopada 2011

O mnie, ciąg dalszy.

Szczerze to zazwyczaj staram się utożsamiać z danymi piosenkami, dla przykładu ostatnio utożsamiam się do Sum 41 - Fat Lip. Piosenka jest o młodych ludziach, którzy cieszą się zabawą, cenią przyjaciół ale zaznaczają że nie można na nich liczyć, bo oni sobie tego nie życzą. Chcą być całkowicie niezależni od innych. Czy ja taki chcę być?  To jest takie na rękę ale jeżeli chodzi o moją osobę to nie fair. Ja mogę liczyć na wspaniałe grono przyjaciół i chcę aby oni mogli liczyć na mnie.




( Don't count on me, to let you know when.
Don't count on me, I'll do it again.
Don't count on me, it's the point you're missing.
Don't count on me, cause I'm not listening. )


Tak jak wyżej, no. Często utożsamiałem się do Pyroxhywyghen -Another Me


I w tym czułem się dobry. Czułem się jak odmieniec, antychryst normalnego życia. Miałem swój świat, byłem inny niż przedtem. Byłem czarnym charakterem, że tak powiem. BadAssem, heelem. Miałem gdzieś ludzi, zależało mi tylko na najbliższym gronie przyjaciół. Dlaczego taki byłem? Potrzebowałem zmiany, bo byłem wściekły na siebie i ta wściekłość stworzyła taki zły odczyn we mnie. Pewnego dnia posłuchałem tej piosenki, przeczytałem tekst, zrozumiałem go i pomyślałem - to tekst o mnie. I tak była, ta piosenka dalej jest mi bliska ale tylko gdy jestem wściekły.






(Inny ja to coś czego nigdy nie będzie
Innego życia nigdy nie zobaczysz
Kolejny dzień to jedyne o czym myślę
Jesteśmy równi kiedy czas ucieka
Inna pamięć, tak mi się wydaje
W życiu długa gra monopolu


Chcę zaryzykować innego zadania!
Nie będę tęsknić za inną matką!
Znajdę inną drogę
Niedługo pokażę inną szansę!
Równość- między mną a tobą!
Kolejna zmiana pozwalająca mi latać
Kolejny wypadek śmierci- Chcę umrzeć!)


Taki byłem. Coś z tego we mnie zostało. Nieco później na mój gimmick miały wpływ pewne osoby. Do tamtej pory byłem pod Another Me, chciałem się wyróżniać od innych swoją.. dziwacznością? Sposobem postrzegania świata, tak mi się wydaje. Ale minęło to gdy poznałem kogoś, kto zdawał się odmienić moje życie... i odmienił. Zwariowałem jak nigdy.. Byłem szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy, wydawałoby się, że też dawałem szczęście ale... w pewnym momencie chciałem dać tego szczęścia za dużo.. I zostało odrzucone.. i pozostał smutek.


Czułem się jakbym stał na dachu.. :




I znów się zmieniłem tym razem w dobrą stronę, z tym że za późno. Zostałem bardziej uczciwy wobec innych, przestałem myśleć o sobie, zacząłem troszczyć się o innych. Za jedną osobę w pewnym momencie byłbym gotów narazić życie ale co z tego.. ehh. W każdym razie za późno się zmieniłem na taki stan. I cholernie żałuje, cholernie cierpiałem z tego powodu i dalej cierpię, chciałbym jakoś złagodzić ten konflikt.
Moja wina, może zostanie mi odpuszczona, bo... Jesteś człowiekiem... potrafisz wybaczać, czy wybaczysz? Nie wiem.


Teraz jestem outsider'em. Tak jak Sum 41 - Fat Lip. Ale bycie outsider'em jest dla mnie stanem czekania na przejście w inny stan. Może wrócę do tego właściwego stanu gdy mi wybaczysz, a może wrócę do stanu 'Another Me' gdy nie będzie nadziei i gdy będę wściekły.


Może tak, może nie. Tyle ode mnie... na razie.

niedziela, 13 listopada 2011

Gdybyście zapomnieli... Karty na stół.

Jeżeli zapomnieliście kim jestem, nie poznaliście mnie, chcecie mnie poznać - napiszę teraz o sobie. O takim jakim widzę siebie z pierwszej osoby i z trzeciej.

Z trzeciej osoby - Okładka książki.. czy dobrej?

Jestem przeciętny wyglądem, nie uważam że jestem jakiś wyjątkowo przystojny, styl jaki preferuje to grunge połączony z punkiem (dla zielonych grunge - a'la Kurt Cobain, Punk - wiadomo). Tak, to jest mój wizualny styl. Koszule, Jeansy, trampki, ciężkie buty, old school ogółem. Jakie stwarzam wrażenie? Spokojnego człowieka, tak mi się zdaje. Tak mi mówili. Ale pierwsze wrażenie nigdy nie jest prawdziwe. Okazuje się, że jestem.. inny. Oczytany, kieruje się swoją filozofią. Osoby jakimi się inspiruje są tajemnicze, inteligentne (nie mylcie inteligencji z mądrością. Mądrość przejawia się poprzez wykute regułki z fizyki czy z biologii. Inteligencja to wykorzystanie tej mądrości w praktyce) czasem zabójcze, czasem dobre - czasem złe (Don Vito Corleone, Sam Fisher, Geralt z Rivii, Emiel Regis Rohellec Terzief Godefroy, Hannibal Lecter, Jack Sparrow i wielu innych) wszystkie łączą przedewszystkim spokój i opanowanie i inteligencja. Staram się wyciągać z nich to co mi potrzebne - od Vito Corleone uczę się inteligencji i wykorzystywania jej, od Sama Fishera tajemniczości, od wiedźmina Geralta postrzegania dobra i zła oraz przyjaźni, od Regisa spokoju, Hannibala opanowania, od Jacka Sparrowa luzu. To ciekawy sposób pobierania najlepszych cech ludzi do jednej osoby. Oczywiście nie będę tacy jak oni razem wzięci ale zawsze coś, nie?

Praktycznie 95 % mnie stanowi muzyka, dzień bez muzyki jest dniem straconym. Słucham muzyki gitarowej, do ulubionych zespołów należą Sum 41, Green Day, Nirvana, Bad Relligion, Rise against itp. Muzyka jest dla mnie jak podkład muzyczny w filmie. Na każdą okazje mam jakąś melodie.. zwłaszcza na smutne okazje, momenty.. a takich jest, hm.. sporo. Niestety.

Jaki jestem naprawdę?

 Tak naprawdę sam tego nie wiem. Ciągle staram się doskonalić. Na pewno jestem człowiekiem zbyt wrażliwym i to jest moja największa słabość. Jestem słaby na uczucia (co widać często w moich postach, ale 1000 odwiedzin świadczy o tym że podobają się wam, dzięki! ;> )
W tej wadzie mam jednego plusa - osiadłem tak w smutku, że nauczyłem sie z nim żyć. Wyciągać wnioski, i zamieniać je na dobre cechy. Tak nauczyłem się cierpliwości.

Co chciałbym w swoim życiu zmienić? Przeszłość, a właściwie ostatnie 3 miesiące. Zacząć je inaczej albo w ogóle zacząć je z innego miejsca.

Czego nienawidzę?

Gdy nie mogę dostać jednej szansy. Strasznie nędzne uczucie.

Tyle na razie ze mnie, wydaje mi się, że to jeszcze za mało o mnie. Będę kontynuował to, z pewnością.



Jestem też taki ^ zabawa przede wszystkim. :) Co ma być to będzie, niebo znajdę wszędzie.

czwartek, 10 listopada 2011

Przeznaczenie.

Skoro wszystko co mi nie wyszło zostało spieprzone przeze mnie to zadając sobie pytanie : Czy przeznaczenie istnieje? Odpowiadam... nie. Gdyby przeznaczenie istniało to dlaczego przeznaczeniem Hitlera było wymordowanie pół europy, człowieka rozumnego odkrycia ognia? Hitler był złym człowiekiem bo takim się narodził? Nie, on przeistoczył się w takiego człowieka jakim był, człowiek pierwotny po prostu szukał sposobu na ogrzanie się. 
Pytanie : do czego dążymy? Zakładając, że przeznaczenie istnieje mówię sobie ja: Aaa tam.. poczekam sobie na fotelu, wypije piwo, skoro jest mi przeznaczone być aktorem to nim będę. Źle. Jak nasze 'przeznaczenie', to co jest nam zapisane na końcu może przyjść gdy siedzimy na dupie i nic nie robimy? No właśnie. Weźmy takiego żula typowego. Miał on szansę kształcić się, mieć pracę ale nie skorzystał z niej. Może wcześniej było mu przeznaczone być mechanikiem, szefem firmy czy policjantem. Ale teraz jego przeznaczenie to żebranie, picie i cierpienie z samotności (na które de facto ma wyjebane). 

Dlatego przeznaczenia NIE MA. Jeżeli jest to sami je tworzymy. Ktoś mądry kiedyś powiedział : Każdy jest kowalem swojego losu. Przeznaczenie występuje w książkach filmach.. gdzie każdy bohater ma przeznaczenie - zwyciężyć nad złem, umrzeć za rodzine - te sprawy.. hm. A może nasze życie jest jednym wielkim filmem, opowieścią reżyserowanym bądź pisaną przez Boga.

Trzymajmy się tego : Przeznaczenia nie ma, sami je budujemy. Nic co może być nam przeznaczone samo do nas nie przyjdzie. My musimy je stworzyć poprzez nasze działania : naukę, życie towarzyskie, metody prób i błędów. Wiara w przeznaczenie zgubiła wielu - np żuli. 

Każdy jest kowalem swojego losu.


czwartek, 3 listopada 2011

Time to say goodbye!

Tutto Finito. Basta. Over. Koniec. Jakież to dziwne uczucie. Wystarczy sobie powiedzieć koniec i wyjaśnienia nagle same przychodzą do głowy. Gdy jest już raczej za późno.. na razie. Szkoda, że dopiero teraz zrozumiałem. Ja popełniałem błędy. Powinienem odpuścić wcześniej. Teraz jest za późno aby naprawiać cokolwiek. Bo nie jest mi dane aby cokolwiek naprawić. I teraz.. właśnie, szkoda że teraz.. KURWA!.. wiem
Ty idziesz w swoją stroną. Ja już Cię nie ścigam. Idę w swoją stronę. W swoim własnym gimmicku. W swoim własnym świecie. Tu Ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia. Kto wie? Może los kiedyś skrzyżuje jeszcze nasze drogi, którymi teraz zmierzamy przed siebie. Może się wtedy miniemy, a może nie. Może się wtedy uśmiechniemy, a może desperacko wkurwimy. Jedno jest pewne, ten czas nadejdzie później.
Zrozumiałem, za późno ale zrozumiałem swój błąd. Wiem, że mi nie wybaczysz. Nie teraz. 
Moja wina. Tylko moja. Jaki mamy czas?

Czas, by powiedzieć.. do widzenia. 




                                              Koniec kolejnego rozdziału.
                   Zostawiam dla niego puste kartki.
                       Aby móc kiedyś coś do niego
                                        dopisać.

Czas wrócić.. do realności. Wyjść z marzeń. Mimo, że wiem że mi nie wybaczysz - wybacz. Mimo, że wiem, że taki skurwysyn jak ja nie zasługuje - wybacz.
Mimo, że wiem, że takiego skurwysyna jak ja nie chcesz znać - wybacz. Ale ten skurwysyn nie żyje. Narodził się nowy. Bogatszy o błędy, których nigdy nie popełni. Człowiek, któremu bardzo na Tobie zależało, tak bardzo, że w całej tej historii sam wykopał sobie grób. 

Bo człowiek, który zbyt wiele chce od życia ryzykuje, że straci absolutnie wszystko....
Z drugiej strony, człowiek który nic nie chce od życia, może absolutnie nic nie dostać..


                                                             Time to say goodbye.