The Best in the world

poniedziałek, 31 października 2011

Lithium

Jestem już zmęczony tym! I wiem, że Ty też. Ale wystarczyłaby tylko jedna rozmowa i tego zmęczenia by nie było. W pozytywnym czy też w znaczeniu tego słowa jak nicość. Jestem tykającą bombą zegarową. Boli mnie to jak drzazga w sercu, że traktujesz mnie jak ścierwo, błoto, powietrze. Bo nagle mnie znienawidziłaś, za słowa prawdy. Boli, że nie dajesz mi dojść do słowa, nie dajesz mi szansy na wyjaśnienie tego. To mnie wręcz zabija. A nawet gdyby mnie to zabiło to co... ehh. Boli mnie to, że toczy się to tak a nie inaczej. Piszę to jednym tchem, wolałbym przemyśleć każde słowo ale pisze to co mam w środku, bez większej poezji.
Zostałem zdany na siebie, wedle Twego życzenia. Chciałbym aby potoczyło się to w ten sposób jaki sobie kiedyś wymarzyliśmy, z tym że bez szybkiego zmieniania zdań. Pytam więc kogoś kto zna odpowiedź na te wszystkie pytania: Dlaczego tak mną pomiatasz? Dlaczego od 3 lat jest to samo? Gdy trzymam już blisko swoje marzenia dlaczego pozwalasz im odchodzić?! Ile ta kara ma potrwać?!
Jaka jest cena za tę karę? Serce ma mi się całkowicie przepołowić czy co? Ale nie winię Cię, bo przecież kochasz cały Twój lud. I chcesz dlań dobrze. Skoro to nie mój czas aby było dobrze to poczekam, aż to wszystko...


... dorośnie. Zależy mi na tym aby Ciebie mieć to nie to samo co zależy mi na Tobie. A zależy mi na Tobie. Szkoda, że sądzisz inaczej.


Boże.. Pragnę.

sobota, 29 października 2011

Immune to fear

* jest to rozszerzony post z phbloga.

Odporny na strach. Tak, to ja. Zdolny skoczyć za Tobą w przepaść, bezgraniczna otchłań. A boi się jednego. Twego braku, trwającego już od kilku tygodni (a wydaje się jakby to ciągnęło się latami), mający nadzieje, że to nie potrwa wiecznie... Choroba, Armageddon to nic w porównaniu z bólem jaki przynosi uczucie, że to spieprzyłem. Że teraz jestem sam.. A mogło być tak pięknie. Może być tak pięknie.. Jak długo będę sam? Czuje się jak antychryst normalnego życia, podchodzę doń oportunistycznie, za każdym razem chcę aby się tym nie przejmować, rzucić to ale nie mogę! Nie potrafię! Coś mnie podnosi gdy upadam i karze iść dalej, nie pozwala się poddawać. Mimo tego, że cierpię przez tę drogę - pokonuje ją. Co się stanie gdy ją pokonam? Co zobaczę? Pustynie? Pusty pokój? Czy piękny krajobraz, dom nad oceanem gdzie miałaś co wieczór spacerować na plaży? Dlaczego w snach jesteś taką jaką byłaś miesiąc temu, a w realnym świecie nie okazujesz mi litości? Dlaczego te światy nie mogą zamienić się tym dobrem i złem? Jesteś lekarstwem na tę chorobę, zbawieniem dla mojego wewnętrznego armageddonu. Jesteś.. ale nie ma Ciebie.. Gdzie byłem, gdy byłaś? Gdzie będę, gdy będziesz? Będę stał, z wyciągniętymi rękoma. Czy wyciągniesz do mnie ręce? Kiedy będziesz? Za tydzień? miesiąc? Nie daj Boże rok? Ile jeszcze będzie trwać
kara, te cierpienie, Twój brak... Te fatum!

Gdybym mógł zacząć jeszcze raz, milion mil stąd, zadbałbym o siebie, znalazłbym drogę. Zrobiłbym wszystko aby dzisiaj, 29.10.2011 nie czuł się samotny. Ale robiłbym to tak abyś była szczęśliwa. I gdybym dostał jeszcze jedną szansę... zrobię wszystko abyś była szczęśliwa.

wtorek, 18 października 2011

Wino, Kobiety i Śpiew.

Dzisiaj w końcu poczułem wolność, niezależność, neutralność. Byłem w końcu sobą! Hell Yeaw! Nikomu nie musiałem się przypodobać! Chodziłem w swoim starym 'gimmicku'! W gimmicku antychrysta normalnego życia! I tak postaram się trzymać! Wolny jak ptak, antychryst normalnego życia. Z przyjaciółmi, z najbliższymi, z winem, ze śpiewem, kobiety też były. Z wolnością!


YOU THINK YOU KNOW ME!

poniedziałek, 17 października 2011

Efekt Uboczny.

Generalna zmiana nastroju, ustroju, sposobu bycia, biernego uczenia się z błędów... własnych błędów.
Co z tego, że po raz n-ty poniosłem porażkę? Właśnie.. chyba nic, bo.. czuje się co najmniej.. dobrze. Jest mi dobrze, bo przegrałem. Nie tego chciałem, chciałem wygrać ale nie sam. Może więc wygrałem ale.. sam. Dla siebie. Wiem jedno - nie poddałem się, to najważniejsze. Walczyłem do końca. Czy to koniec tej historii czy nie, nie dbam o to. W każdym razie walczyłem do momentu kulminacyjnego, przegrałem przez własną głupotę, w tym całym wyścigu strzeliłem sobie w łeb. Wiem czego nie robić. Wiem komu mogę ufać. Wiem kto mi ufa. Nie wiem dlaczego mi nie ufasz ale.. 


To jeszcze nie koniec, to zatrzymanie tak jakby naszego wspólnego zegarka. On teraz się kurzy, siedzi w czarnej dupie. Czy któreś z nas dba o niego ? Nie teraz. Kiedyś któreś z nas się może opamięta i zaczniemy od początku. Ale nie dziś i na pewno nie jutro. 
Va Fail.

Nie udało mi się wrócić do odwzajemnionej miłości ale udało mi się doznać przyjaźni. Taki.. bardzo przyjemny Efekt uboczny. :)

środa, 12 października 2011

Tedd deiraedh

Błędy też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci. I nigdy nie winię za nie innych.





niedziela, 9 października 2011

Rytuna

Niedziela jak zwykle rutynowa. Kac-kupa, robota, picie, puzon, spanie.
Poniedziałek pewnie też. Kac-kupa, szkoła, próba otrzymania wyjaśnień na to co niewyjaśnione.
Wtorek? Tamten był najmniej rutynowy, miał być wyjątkowy. Był w sumie. Znowu będę czekał na wyjaśnienie tego co nie wyjaśnione.
Środę rozpocznę pewnie wstając do góry dupą. Chciałbym znać odpowiedzi na te wszystkie chędożone pytania. Na tą zagadkę, jaką jesteś.
Czwartek? Ładnie się ubiorę, wypije dar Daltona, proroka Ja-Bola. Postaram się zapomnieć o tej rutynie, uwzględniając ją.
Piątek? Kac-kupa, szkoła, szkoła muzyczna (wcześniejsze dni też). Msza, picie, chlanie, tanie wino i pianino. Postaram się zapomnieć. Ale nie dam rady. A może już nie będę potrzebował zapomnieć?
Sobota? Kac-kupa, spotkanie z przyjaciółmi... i tak do soboty..

czwartek, 6 października 2011

just gotta let it go.

Ten, no. hmm. kiedy wyglądam dobrze...? jak jestem szczery? czy jak udaję, że nie jestem szczery ale staram się być szczery, tudzież w głębi serca Jestem kuhwa szczery.... ?
Sprawdziłem to - wyszedłem z ciała, odtworzyłem tamten moment. Spojrzałem na siebie, spojrzałem na Ciebie. 
Czy chciałem zadać Ci ból? Szczerością? Nie. W pewnym momencie człowiek jest już na tyle dorosły, że odróżnia szczerość (wbrew pozorom dobro), od kłamstwa (zło, no chyba że wolisz żyć w kłamstwie i jest z tym Ci dobrze.)
Staram się nie popełniać tych samych błędów, więc nie okłamałem Cię, nie chciałem dla Ciebie niczego złego. Chciałem dobrze, wyszło źle. Ale nie obwiniam Ciebie.. jak to możliwe, że nie obwiniam Ciebie ? 

W tym momencie znów wyszedłem w OOBE, wyszedłem z ciała. Wyobraźnią  cofnąłem się do tamtego momentu, wiesz, na ławce. Tam gdzie się poznaliśmy. Nie musiałem długo czekać aby z trzeciej osoby zobaczyć kto tu popełnił błąd.. błąd? nie, nie nazwałbym tego błędem. niczego nie żałuje. Ale Moja obecność chyba Cię nie wiem.. zraniła? Mogłem nie podchodzić, faktycznie. Mogłem to zrobić wcześniej ale sama rozumiesz, fatum.

To nie Twoja wina, nie potrzebnie wpieprzyłem Ci się w życie... ale zaraz, wpieprzyłem się ? bo chyba nie przeszkadzało Ci to, wręcz przeciwnie. Do czasu aż specjalnie z moich butów odkleiło się błoto. 
Czyli tak, to moja wina. I wiem, że tak myślisz. dobrze, że tak myślisz. 

Ale co z tego, po co ja to piszę? nie wiem. Nie ma w sumie tego złego co by na dobre nie wyszło. Znalazłem tak jakby nową rodzinę. :) Przyjaciół. Teraz gdy czuję się jakbym nie miał nóg oni pomogą mi przejść w bezpieczne miejsce. 

Podobno nic nie trwa wiecznie. A do wieczności jeszcze daleko. To chyba jeszcze nie koniec...

i będę, bo zawsze chciałem być. Przeżyję, bo zawsze chciałem żyć.
A co ze mną? Ciągle tu stoję. Bo to jeszcze nie koniec. 

wtorek, 4 października 2011

Zaryzykowałem.

Zaryzykowałem, wyznałem. Czy to pomogło? Czy warto było? Czuję się jakbym zrzucił z siebie jakąś energię, coś co ciążyło na mnie. Co było mi ciężarem, a teraz... teraz ten ciężar ciąży też na Tobie. Sprawiłem Ci chaos w Twoim własnym świecie, a chciałem go uczynić w końcu poukładanym. Chciałem aby już wszystko było tak jak ja bym tego chciał.. a może nawet jak my byśmy chcieli.

To nie wina czasu, to nie Twoja wina. To moja. Mogłem pojawić się wcześniej. Zakochać się wcześniej.

Zaryzykowałem. Nie usłyszałem dokładnego 'zostańmy przyjaciółmi', które sprawiłoby, że schowałbym się w moim własnym świecie i nikt by mnie przez najbliższy czas nie widział.
Nie usłyszałem też tego samego, co ja powiedziałem. I tego najbardziej żałuję. To moja wina.

Moja wina. Zależy mi na Tobie.

niedziela, 2 października 2011

Racjonalnie.

Żyjemy w marzeniach, tam ta ra dam. Optymistycznie, szczerze mówiąc. Oszukujemy samych siebie twierdząc, że w 100 % będzie jutro lepiej. Skoro cały czas marzymy to kiedyś marzenia pękną. Co wtedy nastaje? Coś co sprawia, że nagle racjonalnie myślimy - smutek. Wtedy robimy sobie racjonalne podsumowanie, przyszłościowe myśli które wydają się pewne nagle wracają. Myślimy prawdziwie, nie marzymy tylko wyciągamy wnioski patrząc z przeszłości w przeszłość. Nie, nie jestem emo. Ale czasem gdy chcę być sam jest mi lepiej.. ale tylko czasami.

Czemu tak wywyższam smutek? Bo dawno nie zaznałem szczęścia i ...jak zwykle nie zależy to ode mnie.
Modlę się co dzień, abym wreszcie dorwał szczęście w swoje ręce, abym mógł się postarać aby jej nie stracić.


Szczęście jest tylko napisane w rodzaju nijakim. Niepotrzebnie. Gdybym układał słownik, nazwałbym je Twoim imieniem.




I need some sleep..